Przejdź do głównej zawartości

"Nuda" na niwach zielonych

Co tu kryć, no pięknie jest.
I trudno, że nudno :)

Wyjaśnię.
Kieeedyś ktoś,  przy okazji jakiejś "aferki z pralni", no takiego plotkarskiego eventu w który moje imię się zaplątało, wyjaśnił mi, że może to dlatego, że wciąż same achy i echy na blogu, wciąż się doceniamy, dzieci chwalimy, wciąż pomimo czegokolwiek to dalej brniemy, podnosimy się. "ludzie" się nie identyfikują z takimi, bo wciąż mają problemy, wojenki, i wyścigi "kto lepszy"...
A my oblicza łzawego i wkurzonego nie pokazujemy. No nuda, panie dziejku. Nuda.

Kolejna opinia z którą się spotkałam, że nuda u nas, bo łzawe i konfliktowe blogi są ciekawsze. Problemy z rodziną, sąsiadami, psem ogrodnika, opisy dylematów, fanaberii i histerii...
No a u nas NUDA.

Nudne jesteśmy ludzie.
Miłość i spokój, harmonia, uśmiechy, zdrowie. Zielone pastwiska, stół zastawiony, a w kielichu po brzegi (Ps 23) i to na oczach naszych wrogów..
Tylko warto o tym mówić, warto o tym pisać.
Mamy na prawdę tak wiele. Mamy na prawdę wszystko czego potrzebujemy. Nie patrzymy na boki, nie liczymy innym, nie bierzemy udziału w wyimaginowanych wyścigach chorych głów. Mamy nadmiar, bo i jest się czym dzielić, i zawsze ktoś po kawałek nas zajrzy.
Codzienność nie przynosi nic z czym nie dali byśmy sobie rady.
I wiem, że nie przyniesie.
No i pomocnicy. Gdzie się nie obejrzę, tam obiecana pomoc.
Obiecana nam osiem lat temu przed ołtarzem. Sztab osób. Trójca i wszyscy święci. Toż to niezliczone rzesze i to na pomoc nam dwojgu!
Właśnie tydzień temu w Wielkanoc wspominaliśmy nasz ślub.
Nudna prawda jest taka, że prawie codziennie go wspominamy.

A od wczoraj, wiem, że znałam kogoś kto jest Świętym!
I wiecie co? To dla mnie niesamowite.
A jak niesamowite to musi być, dla kogoś kto św.JPII znał osobiście!
Niewyobrażalne!

Wdzięczna jestem z taką "nudę".
Daj Boże mi "zanudzić" się tak na śmierć.






Komentarze

  1. "Tylko aplauz i zaakceptowanie." (Rejs) Jesteśmy z Wami i wciąż zarażamy się szczęściem! Tak trzymać! Kochamy Was!

    OdpowiedzUsuń
  2. czy mogę prosić ciut tej "nudy"? Tak bardzo mi jej brak, że aż "głowa boli". Bo jak to mówi mój ślubny "konstans i święty spokój"....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nadzieja umiera ostatnia

"Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni..." zaśpiewał w roku 1988 słynny zespół Kult. W obecnej sytuacji wiele osób zmienia "tydzień" na "rok" i mocno pesymistycznym wzrokiem patrzy w bliższą czy dalszą przyszłość. A przecież nadzieja to jest jedyna co nam jeszcze pozostało po tym 2020 roku, który miał być taki pięknie jubileuszowy, okrągły i pełen fantastycznych wydarzeń. A okazał się jednym z tych, o których mówi "stare chińskie przekleństwo" - Obyś żył w ciekawych czasach. Niewątpliwie czas zarazy jest bardzo ciekawy. I niewątpliwie starzy Chińczycy mieli rację w ten sposób przeklinając swoich wrogów. Ostatnie 12 miesięcy (a nawet nieco mniej, zważywszy, że koronawirus dotarł do nas w okolicach wczesnej wiosny) przemodelowało w zasadzie wszystkie podstawy naszego życia i zmieniło nas na tylu poziomach, że aż trudno tutaj wszystkie te aspekty wymienić. Gospodarczo Europa prawie leży na łopatkach. Społecznie jesteśmy ...

Popolitykujmy

Kilka dni temu jechałem ze znajomym w dłuższą drogę i była okazja do pogadania o tym i owym. Takie trochę "nocne Polaków rozmowy" tyle że rano i w samochodzie, więc bez procentów. Tematów było dużo, ale oczywiście w końcu zeszło na politykę. Bo jakże by to było tak bez polityki w polskim gronie. A skoro polityka to wiadomo... narzekanie i psioczenie na polską, pożal się Boże, klasę polityczną, która z klasą to może ma wspólną jedynie nazwę, ewentualnie konto na "Naszej Klasie". I tak w trakcie głośnego zastanawiania się nad powodami obecnego spsienia, czy mówiąc delikatniej, zepsucia sceny politycznej skrystalizowała mi się taka myśl, która od dawna chodziła mi po głowie. Padło pytanie znajomego, dlaczego w latach 20-tych wszystkie, lub niemal wszystkie ważne parti...

6 lat później...

6 lat temu była niedziela i był to ostatni dzień wakacji dla Franka. W poniedziałek poszedł do nowej szkoły, poznał nowych kolegów i koleżanki, a my w lekkim stresie zastanawialiśmy się jak to będzie, jak sobie poradzi, jak chociażby się porozumie, bo przecież szkoła była irlandzka, a Franek prawie słowa po angielsku nie umiał. Oczywiście okazało się, że sobie poradził, po kilku godzinach wyszedł z klasy z uśmiechem i następnego dnia chciał wracać. No i do dziś nie wiemy kto przeżył większy stres, my czy on. Tak w skrócie wyglądał jeden z tych naszych "początków", kiedy 6 lat temu stawialiśmy pierwsze kroki na irlandzkiej ziemi jako imigranci. Ten właśnie dzień często mi się przypomina, kiedy teraz z tej samej klasy, w której Franek zaczynał przygodę ze szkołą w Irlandii, obieramy Zuzkę. Wtedy siedziała jeszcze w brzuchu u mamy zupełnie nieświadoma swojej przyszłości. Podobnie zresztą i my tej przyszłości byliśmy nieświadomi, nie mieliśmy pojęcia o tym co będziemy robić, gd...