Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2019

Względnie starzy

O tym, że wszystko jest względne mówił już dawno temu niejaki Einstein (czy Zweinstein). I okazuje się, że nawet miał rację.  Potwierdzają to obserwacje dzieci i młodzieży przebywającej niemal nieustannie w naszym otoczeniu, czyli mówiąc krótko - naszych dzieci.  Wczoraj na przykład Helka uraczyła mnie przykładem owej względności. Przy okazji wieczornego opowiadania jakiejś kolejnej zmyślonej historyjki (wieczorne bajki w wykonaniu Helki stają się swoistą tradycją i jak ich nie ma, Dosia się nieco dnerewuje, a czasami wręcz odmawia spania) stwierdziła na coś takiego: - No i te dziewczynki [bohaterki opowieści dziwnej treści] miały mamę. Ale ona umarła, bo była bardzo stara. Miała... [tu nastąpiło chwilowe zawahanie] 50 lat.  Cóż, wygląda na to, że już niedługo będziemy razem z Iwką "bardzo starzy". Co więcej, nawet mamy znajomych, którzy "bardzo starzy" już są. Wiemy, bo byliśmy niedawno na "pięćdziesiątce" naszego dobrego przyjaciela. Ale to opowieść na

Mistrzowska pszczółka

Jest taki konkurs wśród uczniów szkół podstawowych, w którym literuje się słowa od łatwych, poprzez trudne, aż po te naprawdę skomplikowane. Wydawałoby się, że literowanie to nic trudnego, ale okazuje się, że po angielsku to jednak jest pewna sztuka, bo tutaj każda literka ma swoją własną nazwę. Na przykład takie proste "h" nazywa się "ejdż", równie proste "y" to "łaj" a na przykład "w" to już "dablju". I weź tu człowieku przeliteruj komuś swoje imię i nazwisko kiedy nazywasz się "Krzysztof Wiśniewski". Przecież to brzmi jak jakaś mowa Obcych z okolic Syriusza, albo innej mgławicy Andromedy. No bo kto normalny nazywa się "kej ar zet łaj es zet ti ou ef dablju aj es en aj i dablju es kej aj". Oczywiście po pewnym czasie człowiek się uczy tego na pamięć i nawet obudzony o północy recytuje to z zamkniętymi oczami. Ale są słowa, których nawet ja się nie nauczę na pamięć i nie przeliteruję po angielsku w żaden

Stary blog znika

Kilka dni temu Blox.pl wysłał nam wiadomość, w której z wielką przykrością poinformował nas, że nasz stary blog prowadzony właśnie na Blox.pl ( futraki.blox.pl ) zniknie za jakiś czas w odmętach internetu. To co tam napisane, czyli nasze perypetie z wyjazdem do Irlandii oraz kilka dobrych lat naszej irlandzkiej przygody będzie można czytać jeszcze do końca kwietnia. Potem trzeba będzie się zadowolić tym co piszemy (niestety zbyt rzadko) tutaj, na bloggerze.  Oczywiście jest opcja przeniesienia całej zawartości bloga z bloxa gdzieś indziej, ale na razie mi się ta sztuczka nie udała. Może w najbliższym tygodniu, może później... a może w ogóle. Na razie całość bloxowego bloga mam na dysku w komputerze, więc jest szansa, że gdzieś to jeszcze trafi, tak aby wszelkiej maści wścibscy i ciekawszy naszej futrakowej przygody mogli sobie poczytać.  A może... może.... Może skłoni mnie to do przeniesienia się całkowicie na jakąś nową platformę, na przykład wzorem jednego z moich ulubionych blogów (

Rozmówki

O tym, że nasze dzieci są dwujęzyczne już pisałem nieraz. O manifestacjach tej dwujęzyczności w postaci mieszania dwóch języków jednym zdaniu też już było. Ale dobrych przykładów nigdy dość, a dzisiejsza rozmowa z Helką po szkole naprawdę nas rozśmieszyła. Helka spędzając codziennie 5 godzin w klasie i mówiąc tam tylko po angielsku lekko się przestawia na język tubylczy i czasami chwilę zajmuje jej przestawienie się na polski. Dziś jadąc z nami po Dosię i rozważając ile to ma zabrać jutro naleśników do szkoły (bo wtorek przed Środą Popielcową to w Irlandii Naleśnikowy Wtorek - odpowiednik naszego Tłustego Czwartku) stwierdziła w końcu, że weźmie chyba tylko trzy bo przecież: - Pani said, że jutro pójdzie do shop, żeby nam buy naleśniki na Pancake Tuesday. Chwilę nam zajęło ogarnięcie tego zdania i pojęcie jego głębi. Kiedy już ogarnęliśmy, uśmiechy nie schodziły nam z twarzy dobre kilka minut. Bo przecież nie wypada się w głos śmiać z tego, co mówi małe dziecko, szczególnie jeśli mó

Prawie wiosna

Już lekko czujemy, że nadchodzi. Już jakby czaiła się gdzieś w opłotkach i nieco nieśmiało wychylała głowę. Jeszcze nie przyszła w pełni, ale jest już tuż, tuż... Częściej wychodzimy na spacery, częściej siadamy na schodach przed domem, dzieci coraz więcej malują kredą na podjeździe, a popołudniami ciągną nas na spacery tu czy tam.  Jak to w tym starym kawale - wszystko wyłazi spod ziemi.  I nawet nasz kwietnik przed domem (który wykonałem swego czasu sam, tymi ręcami) został uprzątnięty przez małżonkę szanowny. Znak to niechybny, że już zaraz będziemy się cieszyć jakimiś kwiatkami przed oknem.  I chociaż dziś akurat trochę kąpie z nieba (w końcu to jednak Irlandia, a nie jakieś Sahara), to już i dnie coraz dłuższe i temperatury nieco wyższe. Znaczy się niedługo będziemy korzystać z uroków pogody.  Na razie tylko takie małe popołudniowe wyprawki robimy. Na przykład taki wypad do Woodstown, na plażę, żeby dać się wysmagać wiosennemu wiatrowi.