Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Nadzieja umiera ostatnia

"Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni..." zaśpiewał w roku 1988 słynny zespół Kult. W obecnej sytuacji wiele osób zmienia "tydzień" na "rok" i mocno pesymistycznym wzrokiem patrzy w bliższą czy dalszą przyszłość. A przecież nadzieja to jest jedyna co nam jeszcze pozostało po tym 2020 roku, który miał być taki pięknie jubileuszowy, okrągły i pełen fantastycznych wydarzeń. A okazał się jednym z tych, o których mówi "stare chińskie przekleństwo" - Obyś żył w ciekawych czasach. Niewątpliwie czas zarazy jest bardzo ciekawy. I niewątpliwie starzy Chińczycy mieli rację w ten sposób przeklinając swoich wrogów. Ostatnie 12 miesięcy (a nawet nieco mniej, zważywszy, że koronawirus dotarł do nas w okolicach wczesnej wiosny) przemodelowało w zasadzie wszystkie podstawy naszego życia i zmieniło nas na tylu poziomach, że aż trudno tutaj wszystkie te aspekty wymienić. Gospodarczo Europa prawie leży na łopatkach. Społecznie jesteśmy

Naucz się szczęścia

Od wieków ludzie zmagają się z nieszczęściami, z tragediami i ze smutkiem. A mimo to ludzkość przetrwała. Wydaje się, że szczęście i poczucie bycia szczęśliwym w znaczący sposób wpływa na rozwój społeczny i w rezultacie na rozwój ludzkości. Ludzie szczęśliwi tworzą szczęśliwe rodziny czy grupy, te z kolei tworzą szczęśliwe społeczeństwa, które popychają ten świat do przodu. Pesymizm prowadzi do depresji, a ta do stagnacji i upadku osobistego i społecznego. Dlatego może warto nauczyć się bycia szczęśliwym i tego jak tym szczęściem zarażać innych. Dziś krótki poradnik. Pokonaj negatywne myśli Nie martw się, że czasami myślisz negatywnie o swoim życiu i różnych sytuacjach, z którymi masz do czynienia. Każdy z nas jest trochę takim Kłapouchym i czasami narzeka na drobne czy nie tak drobne sprawy. Ważne jest, by wyrwać się z tego kręgu narzekania i pójść dalej. Nie warto na siłę unikać negatywnych myśli, bo im bardziej staramy się nie myśleć o tym co nas martwi, tym bardziej o tym myślimy i

Odszedł architekt pokoju w Irlandii

3 sierpnia w Derry w Irlandii Północnej zmarł John Hume, irlandzki polityk, bez którego zarówno Ulster jak i Republika Irlandii wyglądałby zupełnie inaczej. Ideały pokojowego nacjonalizmu głoszone przez Hume'a przyczyniły się do podpisania porozumienia wielkopiątkowego, które zakończyło długoletni konflikt w Irlandii Północnej. Jego zasługi dla Irlandii zostały uznane w roku 2010, kiedy otrzymał od Irlandczyków tytuł Ireland’s Greatest Person. Był prawdziwym mężem stanu i politykiem, dla którego ideały zawsze liczyły się bardziej niż doraźne osobiste czy partyjne interesy. Jego nadrzędnym celem było doprowadzenie do pokojowego rozwiązania konfliktu w Irlandii Północnej, a podpisane 22 lat temu porozumienie uważał za dzieło swojego życia. Jednocześnie nigdy nie przypisywał sobie wszystkich zasług i zawsze powtarzał, że pokój w Ulsterze to skutek wysiłku wielu osób. John Hume urodził się w roku 1937 w katolickiej dzielnicy Derry. Podobnie jak dla wielu z jego pokolenia wiara i przyna

Medialny wrzask powszedni

Kiedy zaczynam pisać do Was te słowa w Stanach Zjednoczonych nadal wrze na ulicach, Europa odblokowuje się po epidemii, w Chinach właśnie notują owej epidemii nawrót, w Irlandii nadal nie ma rządu, a w Polsce niedługo wybiorą nowego (lub starego) prezydenta. Niejaki George Floyd, w zasadzie sprawca amerykańskiego, a trochę i światowego, wrzenia tymczasem spoczął już w grobie, złożony tam w złotej trumnie i z honorami godnymi głowy państwa albo przynajmniej globalnie znanego celebryty. Cóż to wszystko zmieni na świecie? Otóż nic, albo bardzo niewiele. Chudy jak szczapa John nadal będzie codziennie swoimi niemal 60-letnimi dłońmi doił swoje krowy pod Cork. Jego daleki kuzyn, z którym ostatni raz widział się 8 lat temu na ślubie ciotki Mary, a który wyemigrował do Australii, nadal będzie łamał wszelkie możliwe przepisy i przekraczał ograniczenia prędkości na australijskich autostradach. A sama ciotka Mary zje w najbliższą niedzielę dokładnie ten sam co zawsze obiad składający się z tłuczo

Kiedy byłem małym chłopcem...

Dawno, dawno temu, kiedy po świecie chadzały dinozaury... Nie. Trochę później. Dawno, dawno temu, kiedy Mieszko I... Nie. Jeszcze nieco później. Dawno, dawno temu, kiedy na półkach w sklepach w Polsce stał tylko ocet... Już blisko, ale jeszcze trochę później. Dawno, dawno temu, w zamierzchłym roku 1994... O! Dokładnie wtedy! ...wybrałem się na koncert Bad Brains w warszawskiej Stodole (dla młodszego pokolenia, lub tych spoza stolicy - Stodoła to wcale nie centralne miejsce składowania słomy do butów dla Warszawiaków, tylko centralny studencki klub, czyli imprezownia, sala koncertowa i bar w jednym). Mimo młodego wieku nie był to wcale pierwszy koncert na jakim byłem. Był za to najlepszy (do tej pory jest w czołówce tych, które widziałem). Chłopaki z Bad Brains zrobili na mnie takie wrażenie, że postanowiłem zachować bilet z koncertu na pamiątkę. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że będzie to miało tak dalekosiężne skutki, bo skoro już zostawi

Nasz powrót w TV

Odnotuję z kronikarskiego obowiązku, że nasz emigracyjny powrót do Polski został nawet uwieczniony przez Telewizję Polską, w programie nomen omen "Powroty" . A zatem chyba jest on już oficjalny i trudno nam się będzie wyprzeć tego, co mówiliśmy o mieszkaniu w Irlandii i o naszym powróceniu. Wszystko jest nagrane. Dobrze, że nie wszystko jest dostępne publicznie. A to co jest dostępne można obejrzeć TUTAJ . A zaraz obok kilka innych emigracyjnych historii, przynajmniej równie ciekawych. Polecam szczerze cały cykl "Powroty" , a naszą opowieść oczywiście szczególnie, bo tylko tam można zobaczyć takie śliczne dzieci i równie śliczną żonę moją osobistą.

14 lat minęło jak jeden dzień

Całe 14 lat temu odmieniliśmy z Iwką swoje życie biorąc ślub kościelny. Wyglądaliśmy wtedy tak: Chociaż Helka nasz ślub widzi w ten sposób: Dziś wyglądamy tak, jesteśmy nieodmiennie niezmiernie szczęśliwi i nadal tym szczęściem zarażamy. A nasze domowe stado powiększyło się dość znacząco. Jako ciekawostkę zauważę, że 14 lat temu ten najstarszy był tylko nieco starszy od obecnej naszej najmłodszej. Tak to się porobiło. Dosłownie i w przenośni :) Pozdrawiamy wszystkich, którzy byli z nami wtedy, którzy byli z nami przez te lata, i którzy są z nami teraz, choćby wirtualnie (bo inaczej na razie nie można).

Powrót do przeszłości

Nie ma chyba osoby, której nie dotknęłaby obecna sytuacja. Koronawirus rozlewa się po świecie i wpływa na każdego w mniejszym czy większym stopniu. Mam nadzieję, że na Was, którzy czytacie naszego bloga, jednak w stopniu mniejszym niż większym, że to "dotknięcie" wirusa będzie raczej symboliczne, wirtualne, niż realne i bezpośrednie. Chociaż siedzimy na wsi spokojnej, my też nie uniknęliśmy odosobnienia i lekkiej paranoi związanej z epidemią. Dla mnie osobiście, wirus przyczynił się do swoistego powrotu do przeszłości, do czasów kiedy pracowałem wyłącznie z domu, czasami całymi dniami nie wychodząc z czterech ścian. Od kilku dni pracodawca mój wysłał mnie do domu, żebym stąd pisał zamiast siedzieć w newsroomie, który i tak jest już niemal pusty, bo moi koledzy i koleżanki albo też pracują z domu albo siedzą w małych osobnych pokojach i unikają kontaktów. Swego czasu, w zamierzchłej przeszłości, kiedy jeszcze nie posiadałem ani żony ani dzieci, też pracowałem z domu. Wprawd

Teleskop

Człowiek uczy się całe życie. Na przykład wczoraj dowiedziałem się czym można zastąpić teleskop. A wyglądało to mniej więcej tak: Wieczór, niebo ciemne, gwiazdy błyskają, bo chmur jak na lekarstwo. Siedzimy na tarasie, bo nadal jeszcze ciepło. Maluchy biegają jeszcze po ogrodzie. I w pewnej chwili przychodzi Helka i pyta: - Tato, a my mamy teleskop? - Niestety nie - odpowiada z żalem tata, bo też chętnie by czasami zerknął przez teleskop. - A mamy jakiś słoik? - pyta niezrażona brakiem teleskopu Helka. - No pewnie mamy. A o co Ci słoik? - Będziemy patrzyły na gwiazdy - mówi córka, jakby to była oczywista oczywistość. - Ale jak? Przez słoik? - No tak! Jak Baranek Shaun! Oczywiście próby wyjaśnienia, że to co działa w bajkach może nie zadziałać w rzeczywistości, spełzły na niczym. Skutkiem czego maluchy miały wczoraj okazję zobaczyć jak wyglądają gwiazdy przez denka od słoików. I chyba nie wyglądały źle. Przy okazji okazało się, że przez denka od słoików rodzice wyglądają

Radio jest fajne

Tak, właśnie radio jest fajne. Niby wiedziałem o tym od dawna, ale ostatnio przekonuję się ponownie i coraz bardziej. Od kiedy mieszkam w Polsce, moja częstotliwość i świadomość słuchania radia wzrosła niepomiernie. W zasadzie nie kojarzę dnia, żebym chociaż przez chwilę go nie słuchał. Fajne jest radio, bo można je włączyć i zawsze coś gdzieś grają. Nie zawsze to co by się chciało, ale wtedy można poszukać innego radia. Nasze maluchy wciąż nie mogą przejść nad tym do porządku dziennego, że ktoś inny niż one lub rodzice wybierają to, co słychać w radiu w samochodzie. Po latach spędzonych przy słuchaniu muzyki z pendrive'a, czyli wybieranej przez nas i przez nas sterowanej, maluchy przywykły, że mogą sobie zażyczyć co tam im w duszy gra i praktycznie zawsze trafią na swoją piosenkę w przepastnej skarbnicy, jaką woziliśmy w samochodzie. Teraz to, czego słuchamy wybiera ktoś (lub coś) w radiu, a one wciąż nie mogą pojąć jak w zasadzie działa radio. Któregoś dnia jadąc samochodem

Po co tacie okulary, czyli scenka wieczorna

Sytuacja wygląda tak: wieczór, maluchy w łóżkach, ja na podłodze z książką na kolanach.  Otwieram książkę, wybieramy bajkę do czytania. Wybór pada na "The Black Beauty", bo czasami dziewczynom przychodzi chrapka na czytanie po angielsku. Zaczynam czytać pierwsze zdaniem, a Helka wypala z pierwszym pytaniem wieczoru: - Tato, a po co Ci okulary? - Żebym lepiej widział literki i mógł wam czytać bajki - zdejmuję okulary na chwilę, żeby zademonstrować jak bardzo nie widzę literek, kiedy nie mam ich na nosie. - Tato, a ty możesz jeść marchewki? - pada drugie pytanie, pozornie bez związku. - Nie, po marchewkach źle się czuję. Na to włącza się Dośka: - To dlatego masz okulary! I jakby się umówiły, razem recytują puentę ich ulubionego dowcipu: - Bo nie ma królików w okularach! Oczywiście czytanie bajki odsuwa się w czasie, bo trzeba się wystarczająco wyśmiać z żartu. Nie wiem, czy się na to umówiły, ale wyszło im paradnie. PS. A jeśli ktoś nie znał dowcipu o tym dlacze

Z hukiem w 2020

Ładny nam nastał rok. Taki okrągły z nazwy. I pełen nowych znaczeń i nadziei. I na pewno przełomowy. Chociaż dla nas trudniej będzie chyba w najbliższym czasie o rok bardziej przełomowy niż ten, który właśnie się skończył. Taki niepozorny 2019, a jednak dla nas był rokiem wyjątkowego znaczenia. Szczególnie jego druga połowa obfitowała w dość nieoczekiwane i gwałtowne zdarzenia, które doprowadziły do tego, że z Futraków Irlandzkich staliśmy się Futrakami Polskimi. Osiedliśmy na wiosce, a pięknym, płaskim, polskim Mazowszu - w odróżnieniu od też pięknego, acz pociętego wzgórzami i dolinami czy nawet klifami, południowego wybrzeża Irlandii. To chyba najważniejsza zmiana w naszym życiu, bo cóż może być równie ważnego jak przeniesienie całej rodziny i całego dobytku (jakikolwiek by on nie był) o prawie 1900 kilometrów i wskoczenie w zupełnie nową rzeczywistość? Możliwe, że narodziny dziecka, a szczególnie bliźniaków, czy trojaczków, byłyby równie (lub bardziej ) przełomowym wydarzeniem, a