Są takie dni, które przechodzą do historii, są i takie, kiedy wydawałoby się, że nic ciekawego się nie dzieje, a jednak zapadają w pamięć. Może nie na zawsze, ale na długo. Są takie dni, do których chce się wracać, choć wrócić da się tylko w myślach, we wspomnieniach, czasami w zdjęciach. Jedną z takich chwil, do których często wracam jest wieczór kiedy pierwszy raz zagrałem w DiXit. Sześć osób na Łęgu, czyli rodzeństwo Gregorczyków plus mężowie i żona, gra na stole, wino w kieliszkach i zabawa na kilka dobrych godzin. Ogólnie lubimy rodzinnie gry planszowe, ale mam wrażenie, że tamten wieczór to był jakiś przełom. Ogólnie gier mamy sporo w domu, ale od kiedy nabyliśmy DiXit, całą reszta najczęściej się kurzy i coraz rzadziej domaga się uwagi. DiXit ma tę niepodważalną zaletę, że możemy w nią grać z dorosłymi, z dziećmi, w parach, w grupach i zawsze jest fajna, i każda rozgrywka jest niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. W zasadzie przeważnie wystarczy, że pogoda ...