O tym, że nasze dzieci są dwujęzyczne już pisałem nieraz. O manifestacjach tej dwujęzyczności w postaci mieszania dwóch języków jednym zdaniu też już było. Ale dobrych przykładów nigdy dość, a dzisiejsza rozmowa z Helką po szkole naprawdę nas rozśmieszyła.
Helka spędzając codziennie 5 godzin w klasie i mówiąc tam tylko po angielsku lekko się przestawia na język tubylczy i czasami chwilę zajmuje jej przestawienie się na polski. Dziś jadąc z nami po Dosię i rozważając ile to ma zabrać jutro naleśników do szkoły (bo wtorek przed Środą Popielcową to w Irlandii Naleśnikowy Wtorek - odpowiednik naszego Tłustego Czwartku) stwierdziła w końcu, że weźmie chyba tylko trzy bo przecież:
- Pani said, że jutro pójdzie do shop, żeby nam buy naleśniki na Pancake Tuesday.
Chwilę nam zajęło ogarnięcie tego zdania i pojęcie jego głębi. Kiedy już ogarnęliśmy, uśmiechy nie schodziły nam z twarzy dobre kilka minut. Bo przecież nie wypada się w głos śmiać z tego, co mówi małe dziecko, szczególnie jeśli mówi to z pełną powagą i nawet nie zauważa, że mówi jednocześnie w dwóch językach.
A tak nieco na marginesie... To trochę strach się bać co będzie jak za rok Helka na poważnie zacznie się uczyć irlandzkiego. Będą mogły z Zuzką (a niedługo potem z Dośką) gadać sobie o nas, przy nas, a my nawet nie będziemy mieli cienia pojęcia, że właśnie knują jakiś niecny spisek. Chociaż mam nikłą nadzieję, że będą jedynie ustalały jaką to miłą niespodziankę rodzicom sprawić w najbliższym czasie.
Helka spędzając codziennie 5 godzin w klasie i mówiąc tam tylko po angielsku lekko się przestawia na język tubylczy i czasami chwilę zajmuje jej przestawienie się na polski. Dziś jadąc z nami po Dosię i rozważając ile to ma zabrać jutro naleśników do szkoły (bo wtorek przed Środą Popielcową to w Irlandii Naleśnikowy Wtorek - odpowiednik naszego Tłustego Czwartku) stwierdziła w końcu, że weźmie chyba tylko trzy bo przecież:
- Pani said, że jutro pójdzie do shop, żeby nam buy naleśniki na Pancake Tuesday.
Chwilę nam zajęło ogarnięcie tego zdania i pojęcie jego głębi. Kiedy już ogarnęliśmy, uśmiechy nie schodziły nam z twarzy dobre kilka minut. Bo przecież nie wypada się w głos śmiać z tego, co mówi małe dziecko, szczególnie jeśli mówi to z pełną powagą i nawet nie zauważa, że mówi jednocześnie w dwóch językach.
A tak nieco na marginesie... To trochę strach się bać co będzie jak za rok Helka na poważnie zacznie się uczyć irlandzkiego. Będą mogły z Zuzką (a niedługo potem z Dośką) gadać sobie o nas, przy nas, a my nawet nie będziemy mieli cienia pojęcia, że właśnie knują jakiś niecny spisek. Chociaż mam nikłą nadzieję, że będą jedynie ustalały jaką to miłą niespodziankę rodzicom sprawić w najbliższym czasie.
x
Komentarze
Prześlij komentarz