Przejdź do głównej zawartości

Mistrzowska pszczółka

Jest taki konkurs wśród uczniów szkół podstawowych, w którym literuje się słowa od łatwych, poprzez trudne, aż po te naprawdę skomplikowane. Wydawałoby się, że literowanie to nic trudnego, ale okazuje się, że po angielsku to jednak jest pewna sztuka, bo tutaj każda literka ma swoją własną nazwę. Na przykład takie proste "h" nazywa się "ejdż", równie proste "y" to "łaj" a na przykład "w" to już "dablju". I weź tu człowieku przeliteruj komuś swoje imię i nazwisko kiedy nazywasz się "Krzysztof Wiśniewski". Przecież to brzmi jak jakaś mowa Obcych z okolic Syriusza, albo innej mgławicy Andromedy. No bo kto normalny nazywa się "kej ar zet łaj es zet ti ou ef dablju aj es en aj i dablju es kej aj". Oczywiście po pewnym czasie człowiek się uczy tego na pamięć i nawet obudzony o północy recytuje to z zamkniętymi oczami.
Ale są słowa, których nawet ja się nie nauczę na pamięć i nie przeliteruję po angielsku w żaden sposób. Te słowa za to potrafi ze swobodą literować nasza najstarsza córka Zuzanna. I robi to na tyle dobrze, że trafiła do grona dwunastu najlepszych "literujących pszczółek" (tak chyba należałoby przetłumaczyć irlandzkie Spelling Bees) w swojej szkole.
Kiedy w domu zaczęła ćwiczyć do finału konkursu szkolnego i od niechcenia przeliterowała na przykład słowo "microradiography" albo "homogeneous", by potem przejść do słówek jeszcze bardziej skompliwanych, zacząłem rozumieć dlaczego to właśnie ona trafiła do tego finału. Co ciekawe z jej klasy do tego finału trafiła też dziewczynka z Pakistanu. Okazuje się, że w ogóle obcokrajowcy (a w przypadku akurat tej szkoły - obcokrajowczynie) radzą sobie językowo wyjątkowo dobrze i w angielskim i w irlandzkim. Literowanie słówek o długości stonogi też nie sprawia im żadnego problemu.
Oczywiście można twierdzić, że to wszystko dzięki dwujęzyczności, łatwości uczenia się i doskonałej pamięci. Jednak ja nadal uważam i będę obstawał przy swoim, że w przypadku Zuzki to tylko i wyłącznie zasługa genów odziedziczonych po tacie. No i trochę po mamie też (napiszę tak, bo żona czasami czytuje bloga).
Nie bez wpływu na literowanie pozostaje pewnie także codzienne czytanie książek przez Zuzannę. Takie zupełnie staromodne zajęcie, którego popularność zanika wśród dzieci i młodzieży. Nad czym zresztą mocno ubolewam, bo przecież cóż to za dzieciństwo i młodość bez książek, bez ulubionych bohaterów, których dzieje i losy śledzi się z wypiekami na twarzy i których sobie można wyobrazić jak tylko się chce, a nie tak jak wymyślili to sobie reżyserzy filmów czy gier video.
W każdym razie Zuzka została szkolną literującą pszczółka i nawet jeśli nie przeszła do kolejnego etapu, to i tak rodzice spuchli z dumy z takiego wyróżnienia. A i sama zainteresowana kilka dni chodziła z głową z literkowych chumorach i na każdym kroku literowała coraz to bardziej skomplikowane słowa. Wprawdzie polegała na "Konstantynopolitaneczce", ale nie wykluczam, że za jakiś czas i ją przeliteruje.
Jeśli tak się stanie, nie omieszkam pochwalić jej na blogu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Media społecznościowe, czyli dziel i zgarniaj kasę

Fot. Prograffing Komisja ds. Mediów w irlandzkim Parlamencie zgodziła się na zaproszenie Frances Haugen, by opowiedziała posłom o nieetycznych, czy wręcz nielegalnych praktykach Facebooka i podległych mu firm. Wysłuchanie zaplanowane jest na przyszły rok i może znacząco wpłynąć na kształt proponowanej przez rząd ustawy o mediach i bezpieczeństwie w internecie. Kim jest Frances Haugen i dlaczego jest tak ważna, że irlandzcy posłowie zdecydowali się posłuchać co ma do powiedzenia? Ta niespełna 40-letnia kobieta wyniosła z firmy Marka Zuckerberga tysiące dokumentów, a następnie przekazała je prasie. Dowiedzieliśmy się z nich przede wszystkim tego, że Facebook niemal zawsze na pierwszym miejscu stawia zysk oraz dalszą ekspansję, często kosztem dobra swoich użytkowników oraz społeczeństwa. Zeznań Haugen wysłuchali wcześniej amerykańscy senatorowie, brytyjscy parlamentarzyści oraz europosłowie w Brukseli. Przed irlandzkim Parlamentem prawdopodobnie powtórzy swoje oskarżenia wobec Facebooka,

Stukanie

Otóż taka jest sytuacja, że na początku grudnia stuka nam kilka rocznic istotnych. Jakoś tak się złożyło, że najpierw 3 dnia miesiąca bieżącego stukneło pannie Dorocie 3 lata życia wesołego. Dzień później nam najstarszej połowie rodziny stukneło 11 lat od zamieszkania pod dachem, pod którym nadal mieszkamy (młodsza połowa Futraków mieszka oczywiście krócej, bo i życie ich krótsze jest nieco, na przykład panny Doroty - zaledwie trzyletnie - ale o tym już chyba było). 5 grudnia mieliśmy przerwę w świętowaniu, mogliśmy wyleczyć kaca i chwilę odpocząć od szampańskiej zabawy, ale tylko po to, żeby już grudnia 6 świętować stuknięcie kolejne - tym razem wydarzenia, od którego wszystko się zaczęło. To właśnie 6 grudnia, mając dość trochę obrabiania zdjęć dzieci z przedszkola na Kabatach, napisałem list (jak się okazało za długi, chociaż wyszło na to, że w sam raz) do niejakiej Iwki, której wtedy nawet wirtualnie nie znałem. A potem już poszło, kawa, kino, jedna impreza, druga impreza, ślub