Przejdź do głównej zawartości

Politycznie poprawne absurdy

Kilka lat temu, w jednym z pierwszych tekstów, które popełniłem na tych łamach pisałem o tym, że żyjemy w science-fiction, że dopadły nas realia z fantastyczno-naukowych powieści publikowanych jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Już wtedy wymowa tego, co napisałem nie była pozytywna, ale po szczegóły odsyłam do archiwum, gdzieś w okolice połowy roku 2013. 

Dziś jeszcze bardziej dobitnie dopadają nas realia, które do niedawna znane były tylko miłośnikom fantastyki albo futurologom roztaczającym fatalistyczne wizje przyszłości. Śmiało mogę powtórzyć swoje słowa, że żyjemy w science-fiction. Niestety pod wieloma względami jest to dość mroczna, żeby nie powiedzieć tragiczna, wizja przyszłości i rozwoju ludzkości.

Nie-on czy nie-ona

W roku 2004 Jacek Dukaj wydawał swoją „Perfekcyjną niedoskonałość”, gdzie post-ludzkość zatracała się w wirtualnych rzeczywistościach, a jednocześnie zatracała samą siebie. Jednym z tego wyznaczników było używanie aseksualnych końcówek. Na świecie nie pozostało wtedy już zbyt wiele mężczyzn i kobiet, a post-ludzie mówili o sobie „zrobiłum”, „mówiłum”, „czytałum”. Dziś tych końcówek zaczynają używać dość powszechnie osoby, które tez nie chcą jednoznacznie określać swojej płci. I to zupełnie na poważnie, zmuszając innych do domyślania się, że właśnie takie końcówki są w ich przypadku właściwe. Oczywiście, jeśli ktoś się nie domyśli i użyje końcówki niewłaściwej jest to wielka obraza uczuć wszelakich i kończy się napiętnowaniem takiego mało domyślnego osobnika. Pół biedy jeśli piętnowanie skończy się zwróceniem uwagi w tzw. mediach społecznościowych. Niestety czasami piętnujący sięga po mocniejsze środki wyrazu i idzie ze swoją obrazą do prasy, radia czy telewizji, które bardzo chętnie wysłuchują żalów skrzywdzonych postępowców. W zasadzie pozostaje cierpliwie poczekać, kiedy taki obrażony nie-on i nie-ona pójdzie do sądu, by pozwać niezbyt postępowego osobnika, który nazwie nie-jego i nie-ją niewłaściwie. Na początku jeszcze sądy mogą się wzbraniać przed uznawaniem racji takich osób, ale sądzę, że w imię postępu szybko wezmą ich stronę. Być może jeszcze niektórzy z nas doczekają czasów, kiedy używanie niekreślonych końcówek stanie się wręcz obowiązkiem, żeby nikogo nie obrazić, żeby niczyje poczucie przynależności (czy raczej nieprzynależności) do płci nie zostało poniżone. A co z tymi, którzy jednak chcieliby się określać jako „on” czy „ona”? Nie wiem. Może znajdą się dla nich - w najlepszym przypadku - jakieś enklawy albo - w przypadku nieco gorszym - obozy reedukacyjne, gdzie ich niepostępowe poglądy zostaną zrównane z nową normą.

Mnożenie tożsame etnicznie

Bo nie mam wątpliwości, że świat właśnie w tę stronę zmierza, że już niedługo to, co dziś wydaje się kompletnym absurdem, jutro będzie nową normą, w którą każdy będzie wtłaczany na siłę.

Skąd ta pewność, zapyta nieufny Czytelnik. A ja w zanadrzu mam na potwierdzenie swoich przewidywań kilka przykładów.

Pierwszy z brzegu to przypadek z Oregonu, jednego ze stanów w coraz bardziej postępowych Stanach Zjednoczonych.

Otóż w lutym Departament Edukacji Stanu Oregon zaprosił nauczycieli na szkolenie dotyczące „etnomatematyki” argumentując, że supremacja białej rasy przejawia się między innymi w poszukiwaniu właściwych odpowiedzi na zadania matematyczne. 

Biuletyn reklamujący kurs „Pathway to Math Equity” zachęca nauczycieli gimnazjów do „demontażu rasizmu w matematyce” i opisuje sposoby na przenikanie „kultury białej supremacji” do matematyki.

„Pojęcie matematyki jako nauki czysto obiektywnej jest jednoznacznie fałszywe, a nauczanie jej w ten sposób jest nieistotne tym mniej ważne. Podtrzymywanie przekonania, że istnieją dobre i złe odpowiedzi utrwala obiektywizm oraz strach przed otwartym konfliktem” - czytamy w dokumentach Departamentu Edukacji.

Uważny Czytelnik zapyta pewnie co ma wspólnego matematyka i rasizm. Na to pytanie autorzy mają gotową odpowiedź. Otwarcie mówią, że chodzi o to, by nie oceniać odpowiedzi na zadania matematyczne ani nie określać, które rozwiązania równań są prawidłowe. A ostatecznym celem ma być zachęcanie uczniów do poszukiwania własnych odpowiedzi zgodnych z ich etnicznym pochodzeniem i indywidualizmem.

Przekładając tę urzędniczą nowomowę na ludzki język i mówiąc krótko chodzi o to, by jednemu Johnowni z drugą Susan nie narzucać, że 2+2=4, tylko przekonać, że każda odpowiedź może być prawidłowa, jeśli tylko jest zgodna z ich etniczną tożsamością. 

Podręcznik kursu pt. „Demontaż rasizmu” zachęca wręcz nauczycieli do szukania alternatywnych rozwiązań, ponieważ „matematyka w obecnej formie jest używana do podtrzymywania kapitalistycznych, imperialistycznych i rasistowskich poglądów”.

Pół biedy jeśli dziecko rozwiąże zadanie w sposób niekonwencjonalny i nadal prawidłowo poda ostateczny wynik. Jednak autorzy kursu idą dalej i twierdzą, że żadna odpowiedź nie może być uznana za nieprawidłową. A każde inne podejście będzie przejawem rasizmu i białej supremacji.

Zatem wszyscy Wy, którzy do tej pory nie radziliście sobie z różniczkami, całkami czy nawet ze zwykłą trygonometrią, jedźcie do Oregonu. Tam z łatwością zdacie każdy egzamin z matematyki, jeśli tylko odpowiedzi będą zgodne z waszą etniczną tożsamością (a niedługo być może również z tożsamością i orientacją seksualną, czy inną).

Bądź mniej biały

Pozostając na amerykańskim podwórku przyjrzyjmy się innemu szkoleniu, które swoim pracownikom zafundowała znana (i w niektórych kręgach lubiana) Coca-Cola.

W połowie lutego w sieci pojawiło się kilkuminutowe wideo z kursu, który miał zwrócić pracownikom koncernu uwagę na problemy dyskryminacji rasowej. Kurs oparty na książce "White Fragility” wprost zachęcali uczestników, aby starali się być "mniej biali”. 

W wideo słychać jak, że prowadzący tłumaczą, że bycie „mniej białym” oznacza nic innego jak „bycie mnie opresyjnym, aroganckim, ignoranckim, a także bardziej pokornym”. 

„Zerwij z apatią i białą solidarnością” - zachęcali pracowników Coca-Coli, wśród których są również osoby urodzone z białym kolorem skóry. 

W kursie podkreślano także, że biali ludzie w Stanach Zjednoczonych, czy w ogóle w zachodniej cywilizacji przechodzą daleko posuniętą socjalizację, uczącą ich poczucia wyższości wobec innych ludzi. Autorzy kursu twierdzą, że ich badania wskazują, że już w wieku 3-4 lat dzieci wiedzą, że lepiej jest być białym.

Niestety nie dają jednocześnie recepty na to jak być „mniej białym” czy w jaki sposób zerwać z białą supremacją jednocześnie należąc do tej a nie innej rasy. „Białość” to w oczach prowadzących kurs zestaw najgorszych cech powiązanych bezpośrednio z kolorem skóry. Jeśli to nie jest rasizm w czystej postaci to ja doprawdy nie wiem co nim jest.

Warto zauważyć, że po nagłośnieniu sprawy w amerykańskich mediach kurs online zniknął ze strony Coca-Coli. Czyżby czegoś się wstydzili? Dociekliwy Czytelnik może na przykład zapytać czy nie przypadkiem tego, że nie są dość niebiali? 


Neutralny ziemniaczek

Skoro było o firmie od napojów, to teraz może coś o jedzeniu - poniekąd. Otóż pod koniec lutego firma Hasbro ogłosiła, że nie będzie już produkować Mr i Mrs Potato Head, czyli popularnej zabawki, którą dzieci mogły przebierać w akcesoria typowo męskie czy typowo kobiece. Zabawka będzie się teraz nazywała Potato Head i będzie neutralna płciowo, żeby nie powiedzieć bezpłciowa.

„Zmiana ma pozwolić dzieciom na tworzenie własnej, dowolnej rodziny nieograniczonej narzuconymi strukturami płciowymi i rodzinnymi” - czytamy w oświadczeniu firmy.

Komentując decyzję firmy dyrektor generalny Hasbro Kimberly Boyd dodała: „W kulturze nastąpiła ewolucja”. 

Co bardziej ciekawskim Czytelnikom pozostawiam pytanie, czy kierunek tej ewolucji oraz fakt, że w nurt włącza się firma produkująca zabawki, podoba się rodzicom, a co najważniejsze, czy podoba się dzieciom. Bo może dzieci wolałby się jednak bawić w panią i pana, a nie tworzyć dowolne konfiguracje rodzinno-płciowe.


Na koniec tylko taka mała uwaga. Uważny Czytelnik na pewno zwrócił uwagę, że te trzy przykłady absurdów pochodziły jedynie z lutego. Zapewniam, że grzebiąc głębiej znajdziecie tego więcej, że każdego miesiąca natraficie na takie kwiatki, a poziom absurdu Was zadziwi, jeśli nie przerazi.

Tym mniej strachliwym polecam. Tym, którzy nie chcą sobie psuć samopoczucia, polecam pozostanie w nieświadomości. Absurdalna i politycznie poprawna rzeczywistość dopadnie Was tak czy siak.


Felieton opublikowany w magazynie MIR

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Popolitykujmy

Kilka dni temu jechałem ze znajomym w dłuższą drogę i była okazja do pogadania o tym i owym. Takie trochę "nocne Polaków rozmowy" tyle że rano i w samochodzie, więc bez procentów. Tematów było dużo, ale oczywiście w końcu zeszło na politykę. Bo jakże by to było tak bez polityki w polskim gronie. A skoro polityka to wiadomo... narzekanie i psioczenie na polską, pożal się Boże, klasę polityczną, która z klasą to może ma wspólną jedynie nazwę, ewentualnie konto na "Naszej Klasie". I tak w trakcie głośnego zastanawiania się nad powodami obecnego spsienia, czy mówiąc delikatniej, zepsucia sceny politycznej skrystalizowała mi się taka myśl, która od dawna chodziła mi po głowie. Padło pytanie znajomego, dlaczego w latach 20-tych wszystkie, lub niemal wszystkie ważne parti...

6 lat później...

6 lat temu była niedziela i był to ostatni dzień wakacji dla Franka. W poniedziałek poszedł do nowej szkoły, poznał nowych kolegów i koleżanki, a my w lekkim stresie zastanawialiśmy się jak to będzie, jak sobie poradzi, jak chociażby się porozumie, bo przecież szkoła była irlandzka, a Franek prawie słowa po angielsku nie umiał. Oczywiście okazało się, że sobie poradził, po kilku godzinach wyszedł z klasy z uśmiechem i następnego dnia chciał wracać. No i do dziś nie wiemy kto przeżył większy stres, my czy on. Tak w skrócie wyglądał jeden z tych naszych "początków", kiedy 6 lat temu stawialiśmy pierwsze kroki na irlandzkiej ziemi jako imigranci. Ten właśnie dzień często mi się przypomina, kiedy teraz z tej samej klasy, w której Franek zaczynał przygodę ze szkołą w Irlandii, obieramy Zuzkę. Wtedy siedziała jeszcze w brzuchu u mamy zupełnie nieświadoma swojej przyszłości. Podobnie zresztą i my tej przyszłości byliśmy nieświadomi, nie mieliśmy pojęcia o tym co będziemy robić, gd...

Nadzieja umiera ostatnia

"Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni..." zaśpiewał w roku 1988 słynny zespół Kult. W obecnej sytuacji wiele osób zmienia "tydzień" na "rok" i mocno pesymistycznym wzrokiem patrzy w bliższą czy dalszą przyszłość. A przecież nadzieja to jest jedyna co nam jeszcze pozostało po tym 2020 roku, który miał być taki pięknie jubileuszowy, okrągły i pełen fantastycznych wydarzeń. A okazał się jednym z tych, o których mówi "stare chińskie przekleństwo" - Obyś żył w ciekawych czasach. Niewątpliwie czas zarazy jest bardzo ciekawy. I niewątpliwie starzy Chińczycy mieli rację w ten sposób przeklinając swoich wrogów. Ostatnie 12 miesięcy (a nawet nieco mniej, zważywszy, że koronawirus dotarł do nas w okolicach wczesnej wiosny) przemodelowało w zasadzie wszystkie podstawy naszego życia i zmieniło nas na tylu poziomach, że aż trudno tutaj wszystkie te aspekty wymienić. Gospodarczo Europa prawie leży na łopatkach. Społecznie jesteśmy ...