Przejdź do głównej zawartości

Zdalny rok

Dokładnie 30 marca 2020, czyli 365 dni temu wysłałem z domu do pracy pierwsze depesze. Znaczy się, że dziś mija rok od chwili, kiedy przeszedłem na pracę zdalną. Od tamtego dnia fizycznie w swojej firmie pojawiłem się cztery razy (słownie: cztery) - raz z powodu awarii internetu w domu, raz z powodu swoich urodzin i dwa razy, żeby jakieś papiery przy okazji podpisać.

 Jak mi z tym rokiem?

Otóż zaskakująco chyba dobrze to znoszę. Szczerze mówiąc, nie narzekam. Trochę brakuje rozmów z kolegami i koleżankami, trochę brakuje tej atmosfery newsroomu, trochę brakuje bycia blisko ludzi, ale nie na tyle, żebym przedkładał to nad komfort pracy w domu, czasami w szlafroku, czasami z możliwością wyjścia na kawę na taras. No i codziennie oszczędzam ponad 2 godziny na dojazdy. Co z drugiej strony pozbawiło mnie tych dwóch godzin na czytanie książek, skutkiem czego liczba tych przeczytanych w ciągu ostatnich 12 miesięcy spadła drastycznie, bo w domu ciężej jest te dwie godziny wygospodarować. Nie, wcale nie narzekam. W zamian dostaję inne atrakcje w postaci grania z dziećmi, kawy z żoną, sprzątania kotłowni, wiercenia wiertarką i przybijania młotkiem czy innych prac domowych i ogrodowych, czy po prostu zwykłego odpoczynku.

A tak wygląda mój zawodowy bajzel, czyli stanowisko depeszowca IAR.

W ciągu tego roku w ramach rozwoju zawodowego sprawiłem sobie nowego laptopa. Zastąpił mi wysłużonego, prawie 9-letniego peceta, który chwilami nie wyrabiał przy jednoczesnym przeglądaniu agencji, mediów społecznościowych czy telewizji online i pisaniu, tudzież montowaniu dźwięków. Telefon wyposażyłem w aplikację do nagrywania rozmów, dzięki czemu nagrywam wszystko jak leci (lojalnie ostrzegam dzwoniących do mnie). I mogę teraz także stosować formułkę o nagrywaniu rozmowy podobną jak wszelkie banki i inne instytucje dzwoniące do mnie. Mogę, ale nie stosuję. Po co kogoś stresować, nie? 

Ogólnie okazuje się, że praca zdalna w radiu też jest możliwa. Jako pionier tego rozwiązania w swojej firmie służę teraz poradami tym, którzy decydują się na to rozwiązanie teraz z przymusu albo własnej woli. Szkoleń jeszcze nie prowadzę, ale kto wie... kto wie....

I tym samym trochę spełnia się moje marzenie o pracy z domu. Wprawdzie okoliczności może nie są takie, jak sobie wymarzyłem, ale cóż... nie można mieć wszystkiego. A że już kiedyś mi się zdarzyło przez wiele lat pracować w domu, to i wiem jak taką pracę zorganizować i specjalnie nie odczuwam psychologicznych skutków oddzielenia od reszty pracowników (którzy pracując niby-normalnie też muszą się izolować w osobnych pokojach).

W zasadzie ta praca zdalna to jedyny chyba pozytywny aspekt tego, co się dzieje w Polsce i na świecie przez ten ostatni rok. Jak na razie końca pandemii, a tym samym mojej pracy zdalnej, nie widać. Z jednej strony trochę to martwi, ale z drugiej - chętnie jeszcze jakiś czas posiedzę w domu.

Komentarze

  1. Jaką aplikacją nagrywasz rozmowy? Ja używałem RMC (RecordMyCall), ale po którejś aktualizacji Androida zdechło.

    Co to pracy zdalnej to u mnie podobnie, tylko w biurze byłem o cztery wizyty mniej od Ciebie. Papiery podpisywałem zdalnie, na urodziny wziąłem sobie wolne, a jak była awaria internetu (zdarzyło się, raz, przez pół dnia) to miałem dobrą oficjalną wymówkę żeby nie pracować :)

    Ideał dla mnie to pracodawca, który daje możliwość wyboru. Jednym pasuje 50%-50%, inni wolą tylko w biurze, jescze inni tylko z domu. A jeszcze inni w kratkę. Póki robota jest zrobiona a pracownik zadowolony, nie ma sensu narzucać reżimów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po wielu mniej lub bardziej udanych próbach postawiłem na aplikację pod niewiele mówiącą nazwą "Nagrywanie rozmów" - https://play.google.com/store/apps/details?id=com.idea.callrecorder&hl=pl&gl=US

      Trochę czasu zajęło mi jej ustawienie, ale w końcu działa.
      Poprzednie które sprawdzałem albo nagrywały bardzo marnie jakościowo (za cicho) albo nie nagrywały wcale albo nagrywały losowo. Ta jeszcze mnie nie zawiodła, chociaż zauważyłem, że znacznie lepiej nagrywa przy trybie głośnomówiącym, co akurat nie jest problemem, bo przeważnie i tak zawsze coś piszę jak nagrywam.
      Zdecydowanie polecam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Media społecznościowe, czyli dziel i zgarniaj kasę

Fot. Prograffing Komisja ds. Mediów w irlandzkim Parlamencie zgodziła się na zaproszenie Frances Haugen, by opowiedziała posłom o nieetycznych, czy wręcz nielegalnych praktykach Facebooka i podległych mu firm. Wysłuchanie zaplanowane jest na przyszły rok i może znacząco wpłynąć na kształt proponowanej przez rząd ustawy o mediach i bezpieczeństwie w internecie. Kim jest Frances Haugen i dlaczego jest tak ważna, że irlandzcy posłowie zdecydowali się posłuchać co ma do powiedzenia? Ta niespełna 40-letnia kobieta wyniosła z firmy Marka Zuckerberga tysiące dokumentów, a następnie przekazała je prasie. Dowiedzieliśmy się z nich przede wszystkim tego, że Facebook niemal zawsze na pierwszym miejscu stawia zysk oraz dalszą ekspansję, często kosztem dobra swoich użytkowników oraz społeczeństwa. Zeznań Haugen wysłuchali wcześniej amerykańscy senatorowie, brytyjscy parlamentarzyści oraz europosłowie w Brukseli. Przed irlandzkim Parlamentem prawdopodobnie powtórzy swoje oskarżenia wobec Facebooka,

Stukanie

Otóż taka jest sytuacja, że na początku grudnia stuka nam kilka rocznic istotnych. Jakoś tak się złożyło, że najpierw 3 dnia miesiąca bieżącego stukneło pannie Dorocie 3 lata życia wesołego. Dzień później nam najstarszej połowie rodziny stukneło 11 lat od zamieszkania pod dachem, pod którym nadal mieszkamy (młodsza połowa Futraków mieszka oczywiście krócej, bo i życie ich krótsze jest nieco, na przykład panny Doroty - zaledwie trzyletnie - ale o tym już chyba było). 5 grudnia mieliśmy przerwę w świętowaniu, mogliśmy wyleczyć kaca i chwilę odpocząć od szampańskiej zabawy, ale tylko po to, żeby już grudnia 6 świętować stuknięcie kolejne - tym razem wydarzenia, od którego wszystko się zaczęło. To właśnie 6 grudnia, mając dość trochę obrabiania zdjęć dzieci z przedszkola na Kabatach, napisałem list (jak się okazało za długi, chociaż wyszło na to, że w sam raz) do niejakiej Iwki, której wtedy nawet wirtualnie nie znałem. A potem już poszło, kawa, kino, jedna impreza, druga impreza, ślub