Półtora dnia złażone do cna, w tym uroczysta procesja o której wspomniałam wczoraj. Nie wiem czyśmy wszystko widzieli, ale na pewno festival wart odnotowowania. Prawie wyprowadziliśmy się z domu, żarcie na mieście, przekąski, kawki. Na bogato. Wszak koniec roku w Polskiej Szkole się odbył i cenzurki zacne dzieci przyniosły. Poza tym przed-wyjazdowy weekend wspólny. Franka bowiem lada-chwila przechwycają dziadkowie, babcie, ciocie i wujkowie, kuzynostwo z dalekiego kRAJu.
Dziś kontynuacja wycieczkowania wspolnego, czyli nasza futraczana nie-dziela. W innych klimatach, z wikingowego bez-plasticzanowego świata, przenieśliśmy się w średniowieczne osobliwe klimaty Kilkenny. Plastiku potem było co niemiara, na placu zabaw więc balans wyszedł na zero :(
Tu, jednak może oddam głos Mężowi, który Dzień Ojca (polski) zacnie dzieciom wyprawił :) Niech popisze, lub chociaż powkleja obrazki :)
Dziś kontynuacja wycieczkowania wspolnego, czyli nasza futraczana nie-dziela. W innych klimatach, z wikingowego bez-plasticzanowego świata, przenieśliśmy się w średniowieczne osobliwe klimaty Kilkenny. Plastiku potem było co niemiara, na placu zabaw więc balans wyszedł na zero :(
Tu, jednak może oddam głos Mężowi, który Dzień Ojca (polski) zacnie dzieciom wyprawił :) Niech popisze, lub chociaż powkleja obrazki :)
Komentarze
Prześlij komentarz