Przejdź do głównej zawartości

22:46 właśnie odwołali jutro Franka Szkołę :)

Najpierw będzie o chlebie naszym powszednim, chlebie z przepisu Mojej Teściowej, chlebie na który czekają znajomi gdy jest w piecu, lub nie odmawiają skosztować jak dowiedzą się, że to wyrób domowy. Nie pierwszy to chleb z "własnej ręki" bo różne robiłam, na zakwasie żytnim także. Ale ten jest do zrobienia lewą ręką w międzyczasie, prosty jak baranie rogi. No i cudnie się kroi, cudnie smakuje ZAWSZE :) Krzysiek sam go kiedyś uczynił własnoręcznie, bo ja coś innego mieszałam w garach. Trwa to 10 minut (przygotowanie), 30 minut potrzebuje chleb kiedy rośnie, 60 minut się piecze. Znika w zastraszającym tempie :)

Potrzebne produkty to :
1 kilo mąki
( pełnoziarnista (2,8e za 2 kilo)
i pszenna (ok 1e za kilo) - po fifty-fifty)
pół paki - 50g świeżych drożdży (0,35e za 100g) lub 3 paki suchych (0,49 za jedną pakę)
no i fantazja czyli : ziarenka słonecznika (2,09 za 300g), dyni (2,05e za 300g), i/lub śliwki (2,95e za 500g) , siemię (nie było ostatnio) Słonecznika idzie pół paki, dyni 1/3, śliwek pół paczki.
łycha soli, woda, łyżka cukru, margaryna i otręby do formy,
olej do posmarowania chleba,

Drożdże podtuczyć łyżką mąki, łyżką cukru i wymieszać z ciepłą wodą. Niech ożyją.
W tym czasie suche produkty w misce przemieszać. Wysmarować blaszki, posypać czymśtam, na przykład płatami owsianymi. Droższe ruszają - więc przelać je do miski z suchościami, dodać litr ciepłej wody i zamieszać łapą własną. Przełożyć do blaszek i dać temu odsapnąć na 30 minut. Potem do pieca na godzinę. Według zaleceń Mojej Teściowej, na 10-15 minut przed końcem smarujemy wierzch olejem.
Potem studzimy na bokach. Nie wiem czemu, no ale tak robimy. Chleb na boku nie broni się jednak przed szybkimi łasuchami, więc kroimy go już na gorąco... i żywimy swoje cudne organizmy.
Z tego przepisu mamy chleby po ok 1200gram, w zależności od odwiedzin starcza nam na 1,5-3 dni. Koszt produktów do chleba więc w zależności od tego jakie były użyte drożdze między 2,9-2,3e za chleb. Ktoś mję zapytywał był więc opisuję :)

A to po prawo to zdjęcie białej czapki naszego samochodu. Wykonane 15 minut temu. Świat jest cudny! Wierzyć się nie chce, że mamy taką niespodziankę. Jestem od soboty rana prawie w euforii z tego powodu. Po mężu i dzieciach widzę także, że też ich to raduje, więc jakimś dziwolągiem nie jestem, ewentualnie raźniej mi w futraczanej bandzie wielkich ludzkich dziwolągów!

Szkołę Franka przywrócono przed wieczorną śnieżycą do używalności, ciekawi mnie dzień jutrzejszy, co to będzie i jak to będzie...
Krzysiek szukał dziś hurtowni sanek w Polsce, ale nie mamy w sobie żyłki handlowej, a śnieg i tak stopnieje. W wyznaczonym dla siebie czasie. Nam pozostaje cieszyć się z każdego dnia, i z pogody także bo - przecież jest za darmo :) Jak mawia moja siostra, która niedługo nas nawiedzi ze Szfagrem, czyli Swoim Mężem.

Jutro swoją ostatnią noc w Irlandii spędzi u nas Nasz Przyjaciel.
Rusza za Wielką Wodę ku nowemu, a ja przywykłam, że od dziesięciu lat nasz kontakt czasem obywa się spotkań na żywo. No bo musi.
Rozstania i podróże przecież są potrzebne.
Dla pomyślunku, dla dojrzałości, dla refleksji, dla wzrostu, dla poznania siebie.
Dla pozostających i dla wyjeżdżających.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Popolitykujmy

Kilka dni temu jechałem ze znajomym w dłuższą drogę i była okazja do pogadania o tym i owym. Takie trochę "nocne Polaków rozmowy" tyle że rano i w samochodzie, więc bez procentów. Tematów było dużo, ale oczywiście w końcu zeszło na politykę. Bo jakże by to było tak bez polityki w polskim gronie. A skoro polityka to wiadomo... narzekanie i psioczenie na polską, pożal się Boże, klasę polityczną, która z klasą to może ma wspólną jedynie nazwę, ewentualnie konto na "Naszej Klasie". I tak w trakcie głośnego zastanawiania się nad powodami obecnego spsienia, czy mówiąc delikatniej, zepsucia sceny politycznej skrystalizowała mi się taka myśl, która od dawna chodziła mi po głowie. Padło pytanie znajomego, dlaczego w latach 20-tych wszystkie, lub niemal wszystkie ważne parti...

6 lat później...

6 lat temu była niedziela i był to ostatni dzień wakacji dla Franka. W poniedziałek poszedł do nowej szkoły, poznał nowych kolegów i koleżanki, a my w lekkim stresie zastanawialiśmy się jak to będzie, jak sobie poradzi, jak chociażby się porozumie, bo przecież szkoła była irlandzka, a Franek prawie słowa po angielsku nie umiał. Oczywiście okazało się, że sobie poradził, po kilku godzinach wyszedł z klasy z uśmiechem i następnego dnia chciał wracać. No i do dziś nie wiemy kto przeżył większy stres, my czy on. Tak w skrócie wyglądał jeden z tych naszych "początków", kiedy 6 lat temu stawialiśmy pierwsze kroki na irlandzkiej ziemi jako imigranci. Ten właśnie dzień często mi się przypomina, kiedy teraz z tej samej klasy, w której Franek zaczynał przygodę ze szkołą w Irlandii, obieramy Zuzkę. Wtedy siedziała jeszcze w brzuchu u mamy zupełnie nieświadoma swojej przyszłości. Podobnie zresztą i my tej przyszłości byliśmy nieświadomi, nie mieliśmy pojęcia o tym co będziemy robić, gd...

Nadzieja umiera ostatnia

"Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni..." zaśpiewał w roku 1988 słynny zespół Kult. W obecnej sytuacji wiele osób zmienia "tydzień" na "rok" i mocno pesymistycznym wzrokiem patrzy w bliższą czy dalszą przyszłość. A przecież nadzieja to jest jedyna co nam jeszcze pozostało po tym 2020 roku, który miał być taki pięknie jubileuszowy, okrągły i pełen fantastycznych wydarzeń. A okazał się jednym z tych, o których mówi "stare chińskie przekleństwo" - Obyś żył w ciekawych czasach. Niewątpliwie czas zarazy jest bardzo ciekawy. I niewątpliwie starzy Chińczycy mieli rację w ten sposób przeklinając swoich wrogów. Ostatnie 12 miesięcy (a nawet nieco mniej, zważywszy, że koronawirus dotarł do nas w okolicach wczesnej wiosny) przemodelowało w zasadzie wszystkie podstawy naszego życia i zmieniło nas na tylu poziomach, że aż trudno tutaj wszystkie te aspekty wymienić. Gospodarczo Europa prawie leży na łopatkach. Społecznie jesteśmy ...