Przejdź do głównej zawartości

Legalna droga na dno

Na początku lipca organizacja Youth Workers Against Prohibition (YWAP) rozpoczęła ogólnoirlandzką kampanię na rzecz legalizacji narkotyków. Działacze twierdzą, że wojna z gangami zajmującymi się produkcją, przemytem i handlem nielegalnym towarem jest niemożliwa do wygrania. Według nich jedyną drogą, by ukrócić nielegalny proceder jest jego zalegalizowanie i zorganizowanie go podobnie do handlu alkoholem, czyli pod kuratelą i za przyzwoleniem państwa.

YWAP twierdzi, że największymi ofiarami dotychczas prowadzonej walki z narkotykami są młodzi ludzie zmuszani przez bezwzględne gangi do rozprowadzania ich towaru. Takie twierdzenia poparte są oczywiście latami pracy wśród młodzieży z trudnych środowisk i tych „gorszych” dzielnic. Jednak takie spojrzenie na sprawę jest obarczone błędem, którego działacze organizacji nie dostrzegają, albo dostrzec nie chcą.

To nie handlarze narkotyków są największą ofiarą, tylko użytkownicy, zarówno młodzi jak i starzy, który przez owych handlarzy popadają w nałóg, a często wchodzą w konflikt z prawem i kończą ze złamanym życiem. To nie dilerzy, nawet ci wciągani do dilerki pod przymusem lub fortelem cierpią najbardziej z powodu dostępności narkotyków na rynku. To co, którym oni te narkotyki sprzedają są tutaj ofiarami, i to nad nimi, i ich zdrowiem, należałoby się pochylić, a nie umożliwiać im  legalne kupowanie środków, które przyczyniają się do tragedii osobistych i rodzinnych.

Eoin Lynagh z YWAP w niedawno opublikowanym artykule twierdzi wręcz, że dilerzy to grupa społeczna wymagająca opieki państwa i okazania im troski. Uważa, że zajmując się nimi wytrącimy gangom narkotykowym oręż z ręki i za jednym zamachem pozbędziemy się dużej części problemu zorganizowanej przestępczości, co znacząco wpłynie na bezpieczeństwo obywateli w każdym zakątku Irlandii. Snuje wręcz tezę, że zniknięcie handlarzy narkotyków z ulic umożliwi Gardzie zajęcie się innymi przestępstwami nie związanymi z narkotykowym biznesem.

Teza zarówno śmiała, jak i kompletnie nie poparta faktami. Nie sądzę, by większość dilerów chętnie zamieniła swoje wprawdzie niebezpieczne, ale dochodowe zajęcie na pójście na garnuszek państwa i poddanie się kurateli tudzież leczeniu. Większość z nich zresztą już na tym garnuszku państwa działa, bo w znaczącej większości oficjalnie są to osoby bezrobotne pobierające regularnie zasiłki i żyjące po części z pieniędzy podatników.

Sposobem na walkę z narkobiznesem jest nie zabieranie z ulic dilerów, których za chwilę zastąpią nowi, ale uderzenie w górę, czyli tych, którzy ów narkobiznes organizują. Irlandia ma na tym polu już pewne doświadczenie. W latach 90. po zamordowaniu Veronici Guerin państwo z całą siłą uderzyło w narkotykowych bossów i na wiele lat powstrzymało rozwój narkobiznesu ratując tym samym zarówno drobnych dilerów, jak i wielu uzależnionych, lub potencjalnie uzależnionych.

Dziś należałoby podążyć tą samą drogą, a nie legalizować narkotyki w imię pomocy tym, którzy nimi handlują. Państwo nie powinno się zgadzać na legalny handel substancjami, które uzależniają tak silnie, że doprowadzają nie tylko do chorób psychicznych, ale i do kradzieży, napadów czy zabójstw.

To trochę tak jak z dzieckiem, które nie może pojąć pewnych zakazów i psoci wbrew rodzicom. Rozwiązaniem tej sytuacji nie może być nigdy zgoda na psocenie, ale skuteczne ukaranie takiego dziecka. Tak samo z narkobiznesem. Sposobem nie może być jego legalizacja, ale skuteczna z nim walka.

Chętni na spróbowanie narkotyków byli i będą zawsze. I tak samo zawsze byli i będą ci, którzy te narkotyki im dostarczają. Z racji tego, że są to substancje nielegalne, nie powinno być łatwo je zdobyć. Niestety, z żalem trzeba to stwierdzić, w Irlandii narkotyki są dostępne powszechnie. Tak naprawdę nie trzeba znać nikogo z półświatka, nie trzeba mieć żadnej osoby wprowadzającej w ten mroczny i  tajemny świat. Najczęściej wystarczy pójść do klubu nocnego albo nawet w jego okolice, by ktoś zaoferował nam coś z szerokiej gamy nielegalnych substancji. 

A potem jest już z górki. Jeśli już poznasz dilera to nie ma problemu, by dostarczył towar do domu, by dowiózł go w dowolne miejsce w mieście, by dał nawet coś na kredyt. Kredyt, którego spłatę oczywiście dość szybko, skutecznie i czasami brutalnie ściągnie. Bo ci, którzy handlują nie są biednymi chłopcami czy dziewczętami z biednych dzielnic, którzy niechcący wpadli w ten biznes. To świadomi tego, co robią ludzie, czasami bardzo młodzi, którzy urzeczeni obietnicami bajecznych fortun zrobią wszystko, żeby opchnąć kolejną działkę, jeszcze jedną pigułkę, czy jeszcze jeden woreczek.

Nie nimi trzeba się zająć, ale tymi, którzy padają ich ofiarami.

Bo narkotyki niszczą ludzi w każdym wieku, bardzo często są to ludzie młodzi, ale czasami także i ci bardziej doświadczeni życiem, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie i którym wydawało się, że narkotykowy haj pozwoli oderwać się od trudnej rzeczywistości.

Narkotyki powodują uzależnienie - to truizm, który każdy zna. Powodują też poważne choroby psychiczne, bo to, co teraz jest dostępne na rynku to potwornie skażona chemia wywołująca tak naprawdę nieznane skutki uboczne. To jest coś, o czym mówi się, że „ryje czachę” - czasami niemal dosłownie. Te substancje pozostawiają po sobie ofiary i psychiczne zgliszcza.

Niestety Irlandia nie jest kompletnie przygotowana na te ofiary i ich problemy. Zakres pomocy dla uzależnionych, wychodzących z nałogu, czy dla ludzi mających problemy psychiczne z powodu narkotyków jest znikomy. Nie ma grup wsparcia, nie ma skutecznych programów terapii, nie ma tak naprawdę do kogo się zwrócić o pomoc. Nie ma praktycznie w ogóle wsparcia dla bliskich osób uzależnionych, a przecież to choroba, która niszczy całe rodziny. Rodzice czy rodzeństwo tych, którzy wpadli w narkotykowy nałóg nie mogą uzyskać żadnego wsparcia od państwa. Od tego samego państwa, które zdaniem działaczy YWAP powinno zająć się wsparciem młodych dilerów.

Oczywiście należy okazać pomoc tym ludziom, ale dopiero po tym jak odetnie się głowy narkotykowej hydrze i jak z uzależnieniem poradzą sobie sami uzależnienie oraz wszyscy, na których to uzależnienie wpływa czy wpłynęło.

Jeśli nie skupimy się na pomocy tym, którzy jej naprawdę potrzebują ruszymy prostą drogą na dno, na społeczne dno, z którego trudno będzie się wygrzebać. Jeśli nie postawimy sobie jasno priorytetów i nie zajmiemy się prawdziwymi ofiarami narkotyków, już niedługo nielegalne substancje trafią dosłownie wszędzie, nawet do szkół, bibliotek, czy inne miejsca, gdzie nasze dzieci powinny być bezpieczne. Popyt rodzi podaż, a narkotykowi bossowie odpowiedzą na każdy rodzaj zapotrzebowania. W naszym wspólnym interesie jest, by tego zapotrzebowania nie kreować i by dzieci, młodzież czy dorośli nie chcieli uciekać od swoich problemów w narko-świat. Oraz aby ci, którzy już tam uciekli otrzymali wszelką możliwą pomoc w wychodzeniu z uzależnienia.

Felieton opublikowany w magazynie MIR

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Popolitykujmy

Kilka dni temu jechałem ze znajomym w dłuższą drogę i była okazja do pogadania o tym i owym. Takie trochę "nocne Polaków rozmowy" tyle że rano i w samochodzie, więc bez procentów. Tematów było dużo, ale oczywiście w końcu zeszło na politykę. Bo jakże by to było tak bez polityki w polskim gronie. A skoro polityka to wiadomo... narzekanie i psioczenie na polską, pożal się Boże, klasę polityczną, która z klasą to może ma wspólną jedynie nazwę, ewentualnie konto na "Naszej Klasie". I tak w trakcie głośnego zastanawiania się nad powodami obecnego spsienia, czy mówiąc delikatniej, zepsucia sceny politycznej skrystalizowała mi się taka myśl, która od dawna chodziła mi po głowie. Padło pytanie znajomego, dlaczego w latach 20-tych wszystkie, lub niemal wszystkie ważne parti...

6 lat później...

6 lat temu była niedziela i był to ostatni dzień wakacji dla Franka. W poniedziałek poszedł do nowej szkoły, poznał nowych kolegów i koleżanki, a my w lekkim stresie zastanawialiśmy się jak to będzie, jak sobie poradzi, jak chociażby się porozumie, bo przecież szkoła była irlandzka, a Franek prawie słowa po angielsku nie umiał. Oczywiście okazało się, że sobie poradził, po kilku godzinach wyszedł z klasy z uśmiechem i następnego dnia chciał wracać. No i do dziś nie wiemy kto przeżył większy stres, my czy on. Tak w skrócie wyglądał jeden z tych naszych "początków", kiedy 6 lat temu stawialiśmy pierwsze kroki na irlandzkiej ziemi jako imigranci. Ten właśnie dzień często mi się przypomina, kiedy teraz z tej samej klasy, w której Franek zaczynał przygodę ze szkołą w Irlandii, obieramy Zuzkę. Wtedy siedziała jeszcze w brzuchu u mamy zupełnie nieświadoma swojej przyszłości. Podobnie zresztą i my tej przyszłości byliśmy nieświadomi, nie mieliśmy pojęcia o tym co będziemy robić, gd...

Nadzieja umiera ostatnia

"Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni..." zaśpiewał w roku 1988 słynny zespół Kult. W obecnej sytuacji wiele osób zmienia "tydzień" na "rok" i mocno pesymistycznym wzrokiem patrzy w bliższą czy dalszą przyszłość. A przecież nadzieja to jest jedyna co nam jeszcze pozostało po tym 2020 roku, który miał być taki pięknie jubileuszowy, okrągły i pełen fantastycznych wydarzeń. A okazał się jednym z tych, o których mówi "stare chińskie przekleństwo" - Obyś żył w ciekawych czasach. Niewątpliwie czas zarazy jest bardzo ciekawy. I niewątpliwie starzy Chińczycy mieli rację w ten sposób przeklinając swoich wrogów. Ostatnie 12 miesięcy (a nawet nieco mniej, zważywszy, że koronawirus dotarł do nas w okolicach wczesnej wiosny) przemodelowało w zasadzie wszystkie podstawy naszego życia i zmieniło nas na tylu poziomach, że aż trudno tutaj wszystkie te aspekty wymienić. Gospodarczo Europa prawie leży na łopatkach. Społecznie jesteśmy ...