Otóż taka jest sytuacja, że na początku grudnia stuka nam kilka rocznic istotnych. Jakoś tak się złożyło, że najpierw 3 dnia miesiąca bieżącego stukneło pannie Dorocie 3 lata życia wesołego. Dzień później nam najstarszej połowie rodziny stukneło 11 lat od zamieszkania pod dachem, pod którym nadal mieszkamy (młodsza połowa Futraków mieszka oczywiście krócej, bo i życie ich krótsze jest nieco, na przykład panny Doroty - zaledwie trzyletnie - ale o tym już chyba było). 5 grudnia mieliśmy przerwę w świętowaniu, mogliśmy wyleczyć kaca i chwilę odpocząć od szampańskiej zabawy, ale tylko po to, żeby już grudnia 6 świętować stuknięcie kolejne - tym razem wydarzenia, od którego wszystko się zaczęło.
To właśnie 6 grudnia, mając dość trochę obrabiania zdjęć dzieci z przedszkola na Kabatach, napisałem list (jak się okazało za długi, chociaż wyszło na to, że w sam raz) do niejakiej Iwki, której wtedy nawet wirtualnie nie znałem. A potem już poszło, kawa, kino, jedna impreza, druga impreza, ślub, wesele i pyk! nagle byliśmy w Irlandii i 4 grudnia wprowadzaliśmy się do naszego domu, do którego parę lat potem przywieźliśmy urodzoną 3 grudnia Dosię.
Jak to mawiają najstarsi górale, to musi coś znaczyć. Niestety nie wiemy jeszcze co. Czekamy. I w międzyczasie świętujemy wszystkie te stukania.
A jak nie świętujemy, chodzimy czasami na spacery, chociaż pogoda ostatnio słabo dopisuje. Przy okazji jednego z tych spacerów, w postaci Dosia w małym wózku, Helka z ręką na wózku co jakiś czas narzekająca, że nóżki bolą i że ona też chce do wózka, okazało się, że nasza średnia córka ma przemyślenia takie że.... zresztą sami posłuchajcie. Lub przeczytajcie. Jak kto woli.
Jest już ciemno, wiatr lekko zawiewa, ale bez przesady. Wracamy z krótkiego spaceru, nawet dobrze nie zdążyliśmy się zmęczyć, ale oczywiście nóżki Helki wolałby siedzieć wygodnie w wózku niż przebierać dzielnie niosąc ją po wieczornych chodnikach. Ten kto kiedyś był w naszych okolicach i odwiedził Futraków siedzibę wie, że na nasze osiedle wchodzi się lekko pod górkę. Nic wielkiego dla takiego niedźwiedzia jak ja, ale dla małych nóżek czteroipółlatki to malutkie wyzwanie może być. Idziemy więc pod tą naszą górkę, a Helka pyta:
- Tato, dlaczego domek jest pod górę?
- Tutaj go zbudowali.
- Dla nas zbudowali? Dlaczego tutaj?
- Bo tutaj było akurat miejsce na nasz domek.
Helka milczy chwilę. Niemal widać jak przetwarza informacje i zastanawia się co do nich wynika. Po kilku sekundach poważnie patrzy na mnie i pyta:
- Tato, a w Polsce nie było miejsca?
Tatę w tej chwili coś chwyta za gardło i trochę nie może odpowiedzieć. Zresztą nawet nie wie, co miałby odpowiedzieć.
To właśnie 6 grudnia, mając dość trochę obrabiania zdjęć dzieci z przedszkola na Kabatach, napisałem list (jak się okazało za długi, chociaż wyszło na to, że w sam raz) do niejakiej Iwki, której wtedy nawet wirtualnie nie znałem. A potem już poszło, kawa, kino, jedna impreza, druga impreza, ślub, wesele i pyk! nagle byliśmy w Irlandii i 4 grudnia wprowadzaliśmy się do naszego domu, do którego parę lat potem przywieźliśmy urodzoną 3 grudnia Dosię.
Jak to mawiają najstarsi górale, to musi coś znaczyć. Niestety nie wiemy jeszcze co. Czekamy. I w międzyczasie świętujemy wszystkie te stukania.
A jak nie świętujemy, chodzimy czasami na spacery, chociaż pogoda ostatnio słabo dopisuje. Przy okazji jednego z tych spacerów, w postaci Dosia w małym wózku, Helka z ręką na wózku co jakiś czas narzekająca, że nóżki bolą i że ona też chce do wózka, okazało się, że nasza średnia córka ma przemyślenia takie że.... zresztą sami posłuchajcie. Lub przeczytajcie. Jak kto woli.
Jest już ciemno, wiatr lekko zawiewa, ale bez przesady. Wracamy z krótkiego spaceru, nawet dobrze nie zdążyliśmy się zmęczyć, ale oczywiście nóżki Helki wolałby siedzieć wygodnie w wózku niż przebierać dzielnie niosąc ją po wieczornych chodnikach. Ten kto kiedyś był w naszych okolicach i odwiedził Futraków siedzibę wie, że na nasze osiedle wchodzi się lekko pod górkę. Nic wielkiego dla takiego niedźwiedzia jak ja, ale dla małych nóżek czteroipółlatki to malutkie wyzwanie może być. Idziemy więc pod tą naszą górkę, a Helka pyta:
- Tato, dlaczego domek jest pod górę?
- Tutaj go zbudowali.
- Dla nas zbudowali? Dlaczego tutaj?
- Bo tutaj było akurat miejsce na nasz domek.
Helka milczy chwilę. Niemal widać jak przetwarza informacje i zastanawia się co do nich wynika. Po kilku sekundach poważnie patrzy na mnie i pyta:
- Tato, a w Polsce nie było miejsca?
Tatę w tej chwili coś chwyta za gardło i trochę nie może odpowiedzieć. Zresztą nawet nie wie, co miałby odpowiedzieć.
E, nie, no hej, kurdę! Taki fikuśny tytuł, liczyłem na jakieś filmidło typu policz nogi i podziel przez dwa (oby nie przez cztery!), a tu zipa dumna, na wspominki się Wam zebrało ;)
OdpowiedzUsuńKońcówka faktycznie wzruszająca. Dzieciaki tak mają. Walą prosto z mostu i nawet nie wiedzą, jakie czułe struny uda im się czasem poruszyć.