W zasadzie wszystko ma swój początek 39 lat temu, kiedy rodziła się mała Iwonka, dokładnie ta sama, która po 39 latach wpadła na pomysł, żeby urodziny swoje spędzić zgoła inaczej i zabrać rodzinę na WYPRAWĘ. Okazja była w zasadzie podwójna, bo nadarzył się jednocześnie ostatni weekend wakacji i zadzwonił ostatni dzwonek oznajmiając, że kolejna taka okazja zdarz się dopiero w lipcu przyszłego roku. A do tego czasu to jeszcze tyle się może wydarzyć. Nastąpiły krótkie dywagacje i szybkie kalkulacje, a ich wynikiem było niedzielne popołudnie spędzone rodzinnie w samochodzie pędzącym na zachód naszej małej, ale uroczej wyspy. Do przejechania, jak na irlandzkie odległości, było całkiem sporo, bo jakieś 250 kilometrów, z czego znaczna część wcale nie autostradami, tylko całkiem wąskimi i krętymi drogami, czasami w ulewnym deszczu. Jechaliśmy i jechaliśmy, aż w końcu dojechaliśmy! Pierwszy cel - hostel Dingle Gate - został osiągnięty wczesnym wieczorem, kiedy słońce jeszcze było d...
Futraki jakie są każdy widzi