Zupełnie niespodziewanie minął wrzesień i jednocześnie minęło 7 lat od chwili kiedy zaczęliśmy naszą przygodę na irlandzkiej ziemi. Siedem lat, a minęło jak przysłowiowy jeden dzień. W tym czasie w Irlandii urodziły się nam dwie córki, syn zaczął i skończył podstawówkę, przepracowaliśmy trochę, założyliśmy firmę, ja poszedłem do szkoły i ukończyłem ją z wyróżnieniem, Iwka zaczęła kurs i jeszcze się uczy, do tego działaliśmy społecznie, poznawaliśmy nowych ludzi, bywaliśmy u burmistrza, chodziliśmy na koncerty, wystawy i inne imprezy, czyli w zasadzie żyliśmy normalnie.
Według naszego planu pierwotnego już od dwóch lat powinniśmy być z powrotem w Polsce, ale wyszło tak jak wyszło i już teraz takich wielkich planów nie robimy. Bo przecież kto to wie gdzie będziemy za kolejne 7 lat? Kto to wie gdzie wtedy będą nasze dzieci, 21-letni Franek, 14-letnia Zuzka i 7-letnia Helka? Kto wie co przyniesie nam kolejny rok, a co dopiero jeszcze następne sześć?
Jasne, że jakiś ogólny plan mamy, ale zdajemy sobie sprawę, że jutro on może się zmienić, runąć w gruzach, czy wydać się kompletnie "od czapy".
A tymczasem, w wolnych chwilach, kiedy akurat nie snujemy planów na przyszłość, żyjemy naszym życiem, które zdaje się całkiem znośne... nie... w zasadzie to mogę powiedzieć, że jest bardzo dobre. Dla nas, tu i teraz właśnie, jest takie jak ma być, bo przecież innego nie mamy.
I tego też uczymy nasze dzieci. Żeby cieszyły się z tego co mają, żeby nie szarpały się tak strasznie chcąc zdobyć coś, co tak naprawdę nie jest im potrzebne, żeby czasami usiadły, spojrzały spokojnie na to co jest dookoła i uśmiechnęły się.
I przeważnie chyba się udaje, bo uśmiechają się. Zobaczcie sami.
A reszta zdjęć z naszych wrześniowych wycieczek (tych rodzinnych i tych z gośćmi) obejrzyjcie sobie tutaj. I trzymajcie za nas kciuki nadal.
Według naszego planu pierwotnego już od dwóch lat powinniśmy być z powrotem w Polsce, ale wyszło tak jak wyszło i już teraz takich wielkich planów nie robimy. Bo przecież kto to wie gdzie będziemy za kolejne 7 lat? Kto to wie gdzie wtedy będą nasze dzieci, 21-letni Franek, 14-letnia Zuzka i 7-letnia Helka? Kto wie co przyniesie nam kolejny rok, a co dopiero jeszcze następne sześć?
Jasne, że jakiś ogólny plan mamy, ale zdajemy sobie sprawę, że jutro on może się zmienić, runąć w gruzach, czy wydać się kompletnie "od czapy".
A tymczasem, w wolnych chwilach, kiedy akurat nie snujemy planów na przyszłość, żyjemy naszym życiem, które zdaje się całkiem znośne... nie... w zasadzie to mogę powiedzieć, że jest bardzo dobre. Dla nas, tu i teraz właśnie, jest takie jak ma być, bo przecież innego nie mamy.
I tego też uczymy nasze dzieci. Żeby cieszyły się z tego co mają, żeby nie szarpały się tak strasznie chcąc zdobyć coś, co tak naprawdę nie jest im potrzebne, żeby czasami usiadły, spojrzały spokojnie na to co jest dookoła i uśmiechnęły się.
I przeważnie chyba się udaje, bo uśmiechają się. Zobaczcie sami.
A reszta zdjęć z naszych wrześniowych wycieczek (tych rodzinnych i tych z gośćmi) obejrzyjcie sobie tutaj. I trzymajcie za nas kciuki nadal.
Wspaniale czytać ten wpis. Pamiętam wasz pierwszy wpis (jeszcze na starym blogu) - czyli to co chcieliście - normalne życie się udało. Wiecie czego tylko szkoda? Że nie udało się w PL, że trzeba wyjechać, żeby godnie i normalnie żyć.
OdpowiedzUsuń