Lubię usypiać nasze małe dzieci. Zresztą moja mała żonka, zwana małżonką, też lubi. Dlatego zwykle robimy to na zmianę. I akurat wczoraj padło na mnie. Zatem wieczorny rytuał, czyli mycie, czytanie książeczki, opowieść o tym jak byłem mały (koniecznie i bezwzględnie), a na koniec kołysanka (dziwię się, że wytrzymują mój absolutny brak słuchu i głosu). Przeważnie dwie ostatnie pozycje wykonuję w pozycji horyzontalnej pomiędzy łóżeczkami Dosi i Helki. I przeważnie przy tej okazji każda z nich ma tysiące spraw do obgadania, zapytania czy opowiedzenia. Akurat dokładnie o godzinie 20.03. Typowe. Wczoraj leżałem sobie między łóżeczkami, dziewczyny już w stanie lekko przysypiającym, generalnie cisza i spokój, słychać jedynie moje zawodzenie: "Aaaa.... kotki dwaaaaa...." Nagle Dośka wychyla się z łóżeczka, patrzy na moją koszulkę i pyta: - Co to jest napisane? - Na koszulce? Gruba Ryba. (akurat miałem na sobie koszulkę dawnej restauracji szwagra, obecnie zwanej La Grappa, polec...
Futraki jakie są każdy widzi