Przejdź do głównej zawartości

Lepiej być nazwany draniem a zachować własne zdanie

"Chodzą o mnie cięte plotki tu i tam, że konfliktogenny sposób życia mam.
Lizusostwa nienawidzę, swych poglądów się nie wstydzę i z autorytetów szydzę
bo w ogóle jestem cham.

Oszołomem mnie uczynił ślepy traf, ale świat od przydupasów pęka w szwach.
Co buszują w polityce, i głosują na lewicę, kończą szkoły a w praktyce, są głupkami, że aż strach.

Czasem myślę czy nie warto w ramach prób, dla spokoju prawicowy zamknąć dziób, zamiast mieszkać w Ciemnogrodzie - Europejskiej sprostać modzie
Kosińskiego czytać co dzień i pedałów zwiedzić klub.

Chociaż przyszłość ma poprawny model wasz, obłe życie wciąga człeka niczym hasz. Jednak spiszcie mnie na straty kręgosłupa nie mam z waty, wolę zbierać tęgie baty ocalając przy tym twarz"


Leszek Czajkowski
O Iwie :)


:)

   Korciło mnie już wcześniej by rozliczyć się z wszechobecną "na mieście" opinią o mojej osobie :) Tylko, że każdy ma prawo do posiadania swojej, nawet jak buduje ją na wątpliwych czy nieprawdziwych informacjach. Próby konfrontowania teorii z praktyką, nie zanotowałam poza dwoma (brawo za odwagę) przypadkami, wszak należy unikać konfrontacji z nieczułym barbarzyńcą, dumną królową i zadufanym w sobie faryzeuszem. Jestem postrachem i dla próby umniejszania go, wymyślane są nawet o mnie dowcipy. Przy czym mąż pociesza, że skoro już są kawały na mój temat, toć celebryta jestem i nie ma powodów do zmartwień. Takowych oczywiście nie mam w tym temacie.
   Wszelakiej maści plotki i pomówienia i tak do mnie docierają, co jedynie potęguje współczucie dla otaczających mnie osób, które w nie wierzą. Spotykam potem skrępowaną spotkaniem osobą, która być-może zastanawia się czy ja wiem-to-co-wiem, czy brnąć w tematy o dupie maryni...Nie mam w sobie ani złości ani tym bardziej chęci odwetu czy nawet wyżej wspomnianej chęci konforntacji i prostowania ścieżek z "wyprowadzonymi w pole" osobami.

Będzie co ma być, a będzie dobrze.

  Z niejaką ckliwością i czułością spoglądam na skorumpowanych ciasnym, oszukańczym i tu-i-teraz'nym myśleniem. Przejmowanie się tym, że nie dorastam do wyobrażeń innych o mnie samej wydaje mi się tak niedojrzałe i głupie, że nawet o tym nie warto wspominać. Tylko ja doskonale wiem, że pewne rzeczy, relacje i znajomości ustępują miejsca nowym. A nowe nie znaczy "gorsze/złe/tragedia/co teraz będzie". I nie ma co szat rozdzierać, że jest się persona non grata w towarzystwie gdzie i tak nie chce się przebywać, bo krępuje albo nałożony na tematy kaganiec, albo gęstość pomówień i niewyjaśnionych akcji wisi niczym smog nad Rabką czy siekiera przysłowiowa.
Nie będąc ideałem, nie wymagam od innych bycia krystalicznymi, tym bardziej, że droga na jakiej jestem, a w szczególności zakręty i przystanki jakie są za mną, mogłyby służyć za przykład, no i służą,  jeśli ktoś zapyta i poprosi o pogaduchy.
  Trzymanie jezyka za zębami też ma swoje granice, bo są sytuacje gdzie konieczne jest wyjaśnienie dlaczego na coś się nie zgodzę, czy pomysłu nie poprę, choćbym gościła w takim domu wtedy po raz ostatni.
  Temperowanie mojego charakteru to niesamowita dla mnie przygoda, czasem powiadam synowi jak się "gra" w takową grę, eliminując nawyki, przyzwyczajenia, tępiąc własne wady i włączając np kilkunastominutowy bieg "nie myślę o sobie".... O raju! spróbujcie kiedyś i wytrzymajcie dziesięć minut :)   Czemu to wszystko, i skąd się bierze? Tak też kiedyś sobie myślałam, i określić mogę to na chwilę obecną (bo nadal o tym rozmyślam) kwestią daleko i blisko-wzroczności. Im dalej perspektywa tym mniej się liczy i kalkuluje (w dalekowzrocznej wersji wstaw "wieczność"), mniej przywiązań i mniej obciążeń, wyklucza się też pytania stresujące "co inni powiedzą". Może to ta niezrozumiała ekonomia, że lepiej pomału i gromadzić okruszki momentów, niż nachapać się pazernie dziś, i najszybciej zabierając i kradnąc innym (pomysły, znajomych, dobre imię i zapał). Toć jednak dopóki żyjemy mamy szansę i to jest właśnie bardzo optymistyczne :)
 A skąd wogóle i dlaczego ja o tym wszystkim? Cytując naszego rodzimego artystę, zapytaliście kiedyś wegetarianina dlaczego wp*erdala schabowe? I teraz on wie, że ty wiesz, że on te schabowe...Wszakże, gdy wegetarianin nie może walczyć z faktami, zdyskwalifikuje osobę która te fakty zna.
I o tym ten wpis.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Popolitykujmy

Kilka dni temu jechałem ze znajomym w dłuższą drogę i była okazja do pogadania o tym i owym. Takie trochę "nocne Polaków rozmowy" tyle że rano i w samochodzie, więc bez procentów. Tematów było dużo, ale oczywiście w końcu zeszło na politykę. Bo jakże by to było tak bez polityki w polskim gronie. A skoro polityka to wiadomo... narzekanie i psioczenie na polską, pożal się Boże, klasę polityczną, która z klasą to może ma wspólną jedynie nazwę, ewentualnie konto na "Naszej Klasie". I tak w trakcie głośnego zastanawiania się nad powodami obecnego spsienia, czy mówiąc delikatniej, zepsucia sceny politycznej skrystalizowała mi się taka myśl, która od dawna chodziła mi po głowie. Padło pytanie znajomego, dlaczego w latach 20-tych wszystkie, lub niemal wszystkie ważne parti...

Media społecznościowe, czyli dziel i zgarniaj kasę

Fot. Prograffing Komisja ds. Mediów w irlandzkim Parlamencie zgodziła się na zaproszenie Frances Haugen, by opowiedziała posłom o nieetycznych, czy wręcz nielegalnych praktykach Facebooka i podległych mu firm. Wysłuchanie zaplanowane jest na przyszły rok i może znacząco wpłynąć na kształt proponowanej przez rząd ustawy o mediach i bezpieczeństwie w internecie. Kim jest Frances Haugen i dlaczego jest tak ważna, że irlandzcy posłowie zdecydowali się posłuchać co ma do powiedzenia? Ta niespełna 40-letnia kobieta wyniosła z firmy Marka Zuckerberga tysiące dokumentów, a następnie przekazała je prasie. Dowiedzieliśmy się z nich przede wszystkim tego, że Facebook niemal zawsze na pierwszym miejscu stawia zysk oraz dalszą ekspansję, często kosztem dobra swoich użytkowników oraz społeczeństwa. Zeznań Haugen wysłuchali wcześniej amerykańscy senatorowie, brytyjscy parlamentarzyści oraz europosłowie w Brukseli. Przed irlandzkim Parlamentem prawdopodobnie powtórzy swoje oskarżenia wobec Facebooka, ...

6 lat później...

6 lat temu była niedziela i był to ostatni dzień wakacji dla Franka. W poniedziałek poszedł do nowej szkoły, poznał nowych kolegów i koleżanki, a my w lekkim stresie zastanawialiśmy się jak to będzie, jak sobie poradzi, jak chociażby się porozumie, bo przecież szkoła była irlandzka, a Franek prawie słowa po angielsku nie umiał. Oczywiście okazało się, że sobie poradził, po kilku godzinach wyszedł z klasy z uśmiechem i następnego dnia chciał wracać. No i do dziś nie wiemy kto przeżył większy stres, my czy on. Tak w skrócie wyglądał jeden z tych naszych "początków", kiedy 6 lat temu stawialiśmy pierwsze kroki na irlandzkiej ziemi jako imigranci. Ten właśnie dzień często mi się przypomina, kiedy teraz z tej samej klasy, w której Franek zaczynał przygodę ze szkołą w Irlandii, obieramy Zuzkę. Wtedy siedziała jeszcze w brzuchu u mamy zupełnie nieświadoma swojej przyszłości. Podobnie zresztą i my tej przyszłości byliśmy nieświadomi, nie mieliśmy pojęcia o tym co będziemy robić, gd...