W niedzielę, wracając z Dublina i korzystając z całkiem przyjemnego słońca przejechaliśmy przez Góry Wicklow. Najpierw zaskoczyły nas bliskością od Dublina. 15 minut obwodnicą + 10 minut pod górkę i już byliśmy w górach. Wprawdzie do polskich Karkonoszy czy nawet Sudetów trochę im brakuje, bardziej przypominają bieszczadzkie połoniny, ale jak się nie ma co się lubi... Słońce grzało, ale nie spociliśmy się zbytnio bo wiatr skutecznie chłodził głowy i rozwiewał włosy przy okazji łopocząc luźniejszymi fragmentami odzieży. Tak, wiatr dało się zauważyć, a raczej nie dało się nie zauważyć. Wiało dość mocno, a im wyżej w góry, tym mocniej. A kiedy dotarliśmy do przełęczy Sally Gap ( http://www.visitwicklow.ie/attractions/sally_gap_lough_tay.htm ) wiało już na tyle, że Franek z samochodu nie wyszedł, dziewczyny schowały się po dwóch minutach, a ja wytrzymałem jakieś 7. Zrobiłem kilka zdjęć i trzymając czapkę szybko wróciłem w bezpieczne zacisze Opla. Potem było już coraz bardziej z górki ...