Wczoraj do tygodniowego rozkładu doszło spotkanie Zuchów. Także, już mamy plan tygodniowy rodzinny ustawiony. Jak to wygląda z perspektywy "mamy która SIEDZI w domu"? :)
Rano budzi nas mąż i tata, a z dołu cyka nastawiona na 10 minut owsianka dla całej ekipy. Spokojna głowa, jak się ugotuje - termomix uroczo nas o tym powiadamia. To koło ósmej jest, przy czym tata już od dwóch godzin pisarczykuje w ciszy poranka. Tłumaczenia, artykuły, zaległe maile, czas na czytanie.
Ekipa starszaków plus mama ogarnia się chyba nawet sprawnie na pięterku, bo schodzimy ubrani na owsiankę. Wzięta pod pachę chwilę wcześniej przez tatę Helka, wita nas ubrana i szykująca talerze i łyżki :)
Śniadaniujemy razem. Opowieści co się komu śniło, jakie plany, o czym nie zapomnieć, i takie tam pogaduchy. Zazwyczaj mama potem w cztery pojemniczki szykuje jedzonko na wynos dla wszystkich. Krojenie i obieranie owoców, naleśniczek, placuszek ..ryż z jabłkami, pizza, czasem chlebek lub bułeczka z masłem (bezglutennie). Franek czasem robi tuning kanapki, coś doda, on też nie ma owoców rozkawałkowanych i pokrojonych. Z tatą nie ma kłopotu, on w kantynie w pracy może sobie odgrzewać dania. Zabiera więc frykasy z poprzedniego obiadu, spagetti, ryżotta, kaszotta, ziemniaki z warzywami, czasem smażoną rybę, curry, czasem sałaty z tuńczykiem, naleśniki. Czasem ma lunch taki jak i dzieci, czyli plackowy :)
Franek wymyka się do szkoły sam. Dziewczynki idą lub jadą razem. Zuzka ma na 8.50, Helka na 9.00. Nie ukrywam, że częściej zawozi je tata i jak to tata woli na nogach i w wózku. W każdym razie częściej on sam niż ja sama, choć lubimy i pojechać wszyscy. To także zależy od dnia tygodnia i planów. Jak się zorientowaliście weekend nam przypada w poniedziałek i wtorek, tata ma przeważnie wtedy wolne.
Poniedziałek planujemy małżeńsko-randkowo, organizujemy bliższe lub dalsze spotkania różnego stopnia, ale razem przynajmniej do momentu odbioru pierwszego berbecia czyli Helki, kończącej o 13. Potem ja zmykam na dwie godziny z maszyną do szycia i z aktualnym projektem krawieckim na kurs szycia. Wracam jak już obiad jest na stole. Ostatnio nie wybrałam się na kurs, więc pichciłam ja. Ale tak to wymyślone zostało, ze poniedziałkowo mąż wymyśla obiad :) Popołudnie jest na luzie.
Wtorek jest dniem kiedy mama zawozi dziewczynki do przybytków. I zaraz potem pojawiam się na kursie drugim. Wyżywam się artystycznie. Kurs się dopiero zaczął, i jestem bardzo nim zachwycona.
Nauczę się paru fajnych rzeczy. Aktualnie rysujemy sobie, ale popełniłam już swój pierwszy batik. I w tajemnicy powiem, że będzie to moje nowe hobby :)
Zawracam po kursie do domu już na pokładzie z Helenką. Zuzka kończy 14.30, musi coś zjeść i jedzie na zajęcia teatralne "Mamo, do mojej drugiej szkoły!". Szkołą jest zachwycona! taniec, drama, śpiew i rytmika, ćwiczenia! Profesjonalnie i na poziomie. Ona kończy, do tej samej szkoły, acz grupy starszej przywożony jest Pierworodny. Ten też jest pod wrażeniem. Robią super rzeczy skoro Franek leci tam jak na skrzydłach, i nie może się doczekać wtorków.
Środa to tylko spotkanie Zuchów - Bajkowego Wozu. 16,30-18.00.
Czwartek i piątek w miarę luz, choć już zbliża się sobotnia polska szkoła i trzeba się wziąć za lekcje. I ja też, muszę przygotować lekcje religii dla klas pierwszych i drugich.
Plan tygodniowy runął by gdyby nie pomoc sąsiadki, która przychodzi w sobotę pobawić się z Helenką, jak jestem w szkole te 3 godzinki. Wracam już z Frankiem i Zuzką przez 14.
A tenże tydzień, lżejszy też jest o tyle, że Zuzka odbierana jest przez tatę koleżanek i podjeżdza po królewsku pod dom. Ja wracam z Helenką wcześniej i już mam już zielone światło dla kolejnej drzemki Helenki, czy też odpoczynku lub zajęć kuchenno-hobbistycznych. Nie muszę rwać na kolejną godzinę z powrotem do miasta.
Za pomoc BARDZO dziękuję!
Niedziela? Owsianka i wychodzimy na Mszę. Sklep taty otwierają dopiero o 12.00 więc w kościele jesteśmy razem, jak i można potem w domu filiżankę kawy się napić. Niedziele ostatnio tata nam funduje rozbestwione. Czyli jedziemy gdzieś po jego pracy. Spożyć mniejsze lub większe porcje. Mama ma fajrant. Kuchnia zamknięta. No...może niezupełnie, wszak trzeba wymyślić coś na poniedziałkowe lanczyki :)
Wiecie, te tygodnie nie są takie same. I nie wiem jak to się dzieje, ze zlatują tak szybko. Mgnie oko i już kolejny tydzień...
Mój pierwszy batik. Uzbieram na farbki, będę tworzyć. Niesamowicie mi się to bowiem podoba :)
Rano budzi nas mąż i tata, a z dołu cyka nastawiona na 10 minut owsianka dla całej ekipy. Spokojna głowa, jak się ugotuje - termomix uroczo nas o tym powiadamia. To koło ósmej jest, przy czym tata już od dwóch godzin pisarczykuje w ciszy poranka. Tłumaczenia, artykuły, zaległe maile, czas na czytanie.
Ekipa starszaków plus mama ogarnia się chyba nawet sprawnie na pięterku, bo schodzimy ubrani na owsiankę. Wzięta pod pachę chwilę wcześniej przez tatę Helka, wita nas ubrana i szykująca talerze i łyżki :)
Śniadaniujemy razem. Opowieści co się komu śniło, jakie plany, o czym nie zapomnieć, i takie tam pogaduchy. Zazwyczaj mama potem w cztery pojemniczki szykuje jedzonko na wynos dla wszystkich. Krojenie i obieranie owoców, naleśniczek, placuszek ..ryż z jabłkami, pizza, czasem chlebek lub bułeczka z masłem (bezglutennie). Franek czasem robi tuning kanapki, coś doda, on też nie ma owoców rozkawałkowanych i pokrojonych. Z tatą nie ma kłopotu, on w kantynie w pracy może sobie odgrzewać dania. Zabiera więc frykasy z poprzedniego obiadu, spagetti, ryżotta, kaszotta, ziemniaki z warzywami, czasem smażoną rybę, curry, czasem sałaty z tuńczykiem, naleśniki. Czasem ma lunch taki jak i dzieci, czyli plackowy :)
Franek wymyka się do szkoły sam. Dziewczynki idą lub jadą razem. Zuzka ma na 8.50, Helka na 9.00. Nie ukrywam, że częściej zawozi je tata i jak to tata woli na nogach i w wózku. W każdym razie częściej on sam niż ja sama, choć lubimy i pojechać wszyscy. To także zależy od dnia tygodnia i planów. Jak się zorientowaliście weekend nam przypada w poniedziałek i wtorek, tata ma przeważnie wtedy wolne.
Poniedziałek planujemy małżeńsko-randkowo, organizujemy bliższe lub dalsze spotkania różnego stopnia, ale razem przynajmniej do momentu odbioru pierwszego berbecia czyli Helki, kończącej o 13. Potem ja zmykam na dwie godziny z maszyną do szycia i z aktualnym projektem krawieckim na kurs szycia. Wracam jak już obiad jest na stole. Ostatnio nie wybrałam się na kurs, więc pichciłam ja. Ale tak to wymyślone zostało, ze poniedziałkowo mąż wymyśla obiad :) Popołudnie jest na luzie.
Wtorek jest dniem kiedy mama zawozi dziewczynki do przybytków. I zaraz potem pojawiam się na kursie drugim. Wyżywam się artystycznie. Kurs się dopiero zaczął, i jestem bardzo nim zachwycona.
Nauczę się paru fajnych rzeczy. Aktualnie rysujemy sobie, ale popełniłam już swój pierwszy batik. I w tajemnicy powiem, że będzie to moje nowe hobby :)
Zawracam po kursie do domu już na pokładzie z Helenką. Zuzka kończy 14.30, musi coś zjeść i jedzie na zajęcia teatralne "Mamo, do mojej drugiej szkoły!". Szkołą jest zachwycona! taniec, drama, śpiew i rytmika, ćwiczenia! Profesjonalnie i na poziomie. Ona kończy, do tej samej szkoły, acz grupy starszej przywożony jest Pierworodny. Ten też jest pod wrażeniem. Robią super rzeczy skoro Franek leci tam jak na skrzydłach, i nie może się doczekać wtorków.
Środa to tylko spotkanie Zuchów - Bajkowego Wozu. 16,30-18.00.
Czwartek i piątek w miarę luz, choć już zbliża się sobotnia polska szkoła i trzeba się wziąć za lekcje. I ja też, muszę przygotować lekcje religii dla klas pierwszych i drugich.
Plan tygodniowy runął by gdyby nie pomoc sąsiadki, która przychodzi w sobotę pobawić się z Helenką, jak jestem w szkole te 3 godzinki. Wracam już z Frankiem i Zuzką przez 14.
A tenże tydzień, lżejszy też jest o tyle, że Zuzka odbierana jest przez tatę koleżanek i podjeżdza po królewsku pod dom. Ja wracam z Helenką wcześniej i już mam już zielone światło dla kolejnej drzemki Helenki, czy też odpoczynku lub zajęć kuchenno-hobbistycznych. Nie muszę rwać na kolejną godzinę z powrotem do miasta.
Za pomoc BARDZO dziękuję!
Niedziela? Owsianka i wychodzimy na Mszę. Sklep taty otwierają dopiero o 12.00 więc w kościele jesteśmy razem, jak i można potem w domu filiżankę kawy się napić. Niedziele ostatnio tata nam funduje rozbestwione. Czyli jedziemy gdzieś po jego pracy. Spożyć mniejsze lub większe porcje. Mama ma fajrant. Kuchnia zamknięta. No...może niezupełnie, wszak trzeba wymyślić coś na poniedziałkowe lanczyki :)
Wiecie, te tygodnie nie są takie same. I nie wiem jak to się dzieje, ze zlatują tak szybko. Mgnie oko i już kolejny tydzień...
***
Kolejność zwariowana, ale w komórce nie umiem poprzesuwac :)
Pokój izolatka pułapka dla dzieci w jednej z restauracji. Polecam pokój i spokój. Restauracja droga i małe porcje choć cudne widoki z tzw "ogródka". Raczej przystanek na kawe i frytki. Strand Inn, Dunmore East
Mój pierwszy batik. Uzbieram na farbki, będę tworzyć. Niesamowicie mi się to bowiem podoba :)
Przystanek kolacyjny hebrata-kawa-frytki. Saratoga w Woodstown.
Futraki Seniory :) Pełni i w pełni Życia :)
Hasło "ama ama" i pomocnik w gotowości. Talerze nosi z szafki na stół. Nadzór potrzebny bo talerze ciężkie. Ale jaka radość i brawa!
A poniżej jakies szkice. Powoli wracam do formy.
a już za parę tygodni.... tej owsianki na 2 razy chyba będziem robić, jak przybędę z Jagienką)
OdpowiedzUsuń:) owsianką i kartoflami Irlandia stoi :) Nie zabraknie! A co z Polski przywieziesz? ama ama?
OdpowiedzUsuńAma ama przywiezie mama... Babcia dziękuje za wykupione już bilety. Już trzeci raz będę w tym roku! Potwierdzam rozpis tygodniowy jak wyżej. Uwielbiam Waszą "kuchnię" i wyjazdowe atrakcje.
OdpowiedzUsuńDziękuję i już się zaczynam pakować.
Życzymy Wam wszystkim dużo dużo zdrówka.
I do zo ba cze nia !!!