Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2014

Ding... Ding... Dingle!

W zasadzie wszystko ma swój początek 39 lat temu, kiedy rodziła się mała Iwonka, dokładnie ta sama, która po 39 latach wpadła na pomysł, żeby urodziny swoje spędzić zgoła inaczej i zabrać rodzinę na WYPRAWĘ. Okazja była w zasadzie podwójna, bo nadarzył się jednocześnie ostatni weekend wakacji i zadzwonił ostatni dzwonek oznajmiając, że kolejna taka okazja zdarz się dopiero w lipcu przyszłego roku. A do tego czasu to jeszcze tyle się może wydarzyć. Nastąpiły krótkie dywagacje i szybkie kalkulacje, a ich wynikiem było niedzielne popołudnie spędzone rodzinnie w samochodzie pędzącym na zachód naszej małej, ale uroczej wyspy. Do przejechania, jak na irlandzkie odległości, było całkiem sporo, bo jakieś 250 kilometrów, z czego znaczna część wcale nie autostradami, tylko całkiem wąskimi i krętymi drogami, czasami w ulewnym deszczu. Jechaliśmy i jechaliśmy, aż w końcu dojechaliśmy! Pierwszy cel - hostel Dingle Gate  - został osiągnięty wczesnym wieczorem, kiedy słońce jeszcze było dość wysok

Iwa 39,0

Anioł poprowadził mię ku bramie, która skierowana jest na wschód... Nie ma co ściemniać. Mam 39 lat, w sumie może upierając się lat to 38, a jesieni własnie 39. Ściem więc nie ma, co miałam zrobić przed trzydziestką - zrobione, co przed 40-tką, też zdążę :) Nie muszę puszczać oka, że to kolejne 19, czy 29 :) Czuje się odkupionym, odnalezionym, nowym człowiekiem, szczęśliwą żoną Męża, i szczęśliwą mamą naszych fajnych dzieci. Budzę się z radością każdego dnia, wyglądając niespodzianek, cudów małych i dużych. I nie musi być to znalezienie piątaka na ulicy (jak wczoraj), ale to każdy uśmiech, wiadomość, informacja, ułamek sekundy kiedy kąt oka odstrzeże coś, co natchnie ku przygodzie, przemyśleniu, refleksji. Każde podsumowanie dnia, jakie robię razem z domownikami, pokazuje jak dużo otrzymuje, jaki ogrom szczęścia mnie otacza. Te buziaki pyzate dzieci, coraz nowe umiejątności następnego pokolenia w naszych rękach, podtrzymywanie ich w smutkach i problemach wzrastania, chichranie się

Wyjście z domu

Wakacje zbliżają się do nieuchronnego końca. Dzieci szykują się do powrotu do szkoły. Iwka szykuje się do powrotu do rękodzielniczego świata. Ja szykuję się do faktycznego odczucia jak to jest kiedy weekend wypada mi w środku tygodnia. I co najważniejsze Helka szykuje się do pójścia do przedszkola, a właściwie żłobka, bo tutaj oba te przybytki nazywają się "crèche". Dziś oficjalnie potwierdziliśmy naszą gotowość oddania najmłodszej pociechy pod opiekę przemiły pań w przedszkolu (w większości tych samych które opiekowały się Zuzką zanim ta poszła do szkoły) a Helka potwierdziła że potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi i zabawy nowymi zabawkami. Pierwsza wizyta próbna już za tydzień, a od września przez cztery godziny dziennie będzie się bawiła i uczyła gadać w narzeczu Szekspira. Mamy nadzieję, że codziennie będzie równie uśmiechnięta jak dziś i że podobnie jak Zuzka nie będzie chciała wychodzić z przedszkola. Oj... Rosną dzieci i z domu powoli wylatują.

Zmiany, zmiany

Już niedługo takie widoki za oknem będzie miała Zuzka a nie Franek. Na horyzoncie spore zmiany, a zaczynamy od zamiany pokoi przez dzieci nasze najstarsze. Franek zajmie małą sypialnię (tę o której tubylcy mówią że nie można w niej nawet "swing a cat"), a Zuzka zyska trochę przestrzeni, chociaż nie na długo, bo wkrótce Helka planuje się do Zuzki wprowadzić. Co z tego wszystkiego wyjdzie, zobaczymy. Na razie mamy do oddania duże biurko Franka, które do małej sypialni nijak nie chce wejść. Ktoś chętny?

Salon u Helki

Dziś Helka otworzyła salon fryzjerski, a jej pierwszą, i jak na razie, jedyną klientką była Zuzka. Po prostu nie ma u nas w domu więcej odważnych :)

kiełbasa piaseczna

Nie, w tytule wcale nie ma błędu. Kiełbasa była i była właśnie piaseczna, a nie "z Piaseczna". Ale po kolei. Najpierw okazało się, że będę miał wolny weekend. I ten wolny weekend wypadnie akurat w sobotę i niedzielę. Aż żal byłoby nie skorzystać, więc należało zaplanować fantastyczną wycieczkę, co sprawnie z żoną zrobiliśmy. A oprócz wycieczki zaplanowaliśmy małą niespodziankę. W zasadzie zaplanowała Iwka, a ja tylko wykonałem pewną część. Plan był taki: jedziemy na plac zabaw w Bonmahon, potem zmęczeni szaleństwami przenosimy się za wydmę na plażę, gdzie dzieci zachęcone palącym słońcem i widokiem przyjemnie chłodzącego morza będą szalały jeszcze bardziej, a gdy zmęczone przybiegną się posilić zaserwujemy im grillowaną kiełbaskę. Plan oczywiście zakładał świetną pogodę oraz pewien element zaskoczenia w postaci właśnie grillowanych atrakcji, które tym większym zaskoczeniem miał być, że nie posiadamy żadnego grilla. Zatem dziś rano kiedy jeszcze familia wylegiwała się w