Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

Wakacje... znów będą wakacje...

Wakacje zbliżają się wielkimi krokami, dzieci szykują się do ostatecznego porzucenia szkoły na dwa miesiące, a rodzice zaczynają myśleć jak dzieciom urozmaicić wakacyjny czas. Wczoraj oficjalnie Franek zakończył edukację na poziomie podstawowym w szkole irlandzkiej. Była mała uroczystość w szkole, występy, wspomnienia, plany na przyszłość, dyplomy i tort dla wszystkich szóstoklasistów, ich rodziców, rodzeństwa i zaproszonych gości. Franek elegancki jak jeszcze chyba nigdy w szkole napawał rodziców dumą i trochę wzruszeniem. I jeszcze nieco zdziwieniem, że te lata tak szybko zleciały. Patrzyłem na tego wielkiego chłopaka, górującego nad niektórymi kolegami o więcej niż głowę, a nad swoją nauczycielką o pół głowy, i zastanawiałem się gdzie podział się ten mały chłopaczek zaczynający w 2006 naukę w Senior Infants. Wtedy był w tej samej klasie, w której teraz jest Zuzka, a jak ona będzie na miejscu Franka, jej miejsce zajmie Helka. Od września będziemy mieć zatem dwoje pierwszoklasi

skoro pada, to do muzeum

Korzystając z tego, że pogoda wróciła do irlandzkiej letniej normy, czyli było mokro, szaro i ponuro, nie wybraliśmy się tradycyjnie na plażę, ani w góry, ani w ogóle w żaden plener, ale pod dach naszego miejscowego Muzeum Średniowiecznego. Zbieraliśmy się, żeby je obejrzeć już od jakiegoś czasu, ciekawy budynek kusił od dawna, żeby zajrzeć do środka, ale jakoś nie było okazji. Okazja zdarzyła się wczoraj, kiedy w Irlandii obchodzono Dzień Ojca. Jako przykładny ojciec zabrałem więc dzieci na edukacyjną niedzielną wycieczkę a potem ciacho (na lody temperatura trochę nie pozwoliła, a trochę bardziej ich brak w pobliskiej kawiarni). W sumie nie wiem czy dzieciom bardziej do gustu przypadło ciacho czy muzeum, ale nie narzekały bardzo ani na jedno ani na drugie, więc mam wrażenie, że nie było źle. Szczególnie że muzeum nawet całkiem interaktywne, z elektronicznymi przewodnikami, które opowiadają o tym co się zwiedza, o tym co się widzi i wskazują gdzie iść dalej. Franek oczywiście po zało

ławeczka

Żona prosiła, groziła, męczyła i w końcu męża skłoniła do zrobienia ławki ogrodowej, takiej do posiedzenia i kontemplowania najbliższej okolicy ograniczonej widokowo przez żywopłot. Mąż przyznaje się bez bicia, że koncepcje ławki zmieniały się w jego głowie i że przez długi czas zwyczajnie materiałów brakowało. Na szczęście wystarczył jeden spacer do pobliskiego Woodie's i wszystkie czego było trzeba znalazło się, a koncepcja uprościła się maksymalnie. Koncepcja przełożona na rzeczywistość wygląda tak: i wymaga jeszcze pomalowania, ale siedzieć się już na niej da, co sprawdziliśmy wczoraj jedząc w ogrodzie obiad a potem siedząc tam na kawie z gośćmi.  No bo jakże nie odczuwać przyjemności z takiego widoku i dziesiątek roślin wyhodowanych od ziarenka, a teraz już niemal owocujących i nadających się do zjedzenia ze smakiem. A przed obiadem, aby podbudować apetyt i skorzystać z niecodziennego słońca za oknem, ruszyliśmy całą piątką na plażę. Jedna droga okazał się mał