Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

6 lat później...

6 lat temu była niedziela i był to ostatni dzień wakacji dla Franka. W poniedziałek poszedł do nowej szkoły, poznał nowych kolegów i koleżanki, a my w lekkim stresie zastanawialiśmy się jak to będzie, jak sobie poradzi, jak chociażby się porozumie, bo przecież szkoła była irlandzka, a Franek prawie słowa po angielsku nie umiał. Oczywiście okazało się, że sobie poradził, po kilku godzinach wyszedł z klasy z uśmiechem i następnego dnia chciał wracać. No i do dziś nie wiemy kto przeżył większy stres, my czy on. Tak w skrócie wyglądał jeden z tych naszych "początków", kiedy 6 lat temu stawialiśmy pierwsze kroki na irlandzkiej ziemi jako imigranci. Ten właśnie dzień często mi się przypomina, kiedy teraz z tej samej klasy, w której Franek zaczynał przygodę ze szkołą w Irlandii, obieramy Zuzkę. Wtedy siedziała jeszcze w brzuchu u mamy zupełnie nieświadoma swojej przyszłości. Podobnie zresztą i my tej przyszłości byliśmy nieświadomi, nie mieliśmy pojęcia o tym co będziemy robić, gd
W sobotę minęło sześć lat jak wylądowaliśmy w Irlandii. Dzień refleksji. A calutki spędziliśmy na pielgrzymce do Knock. Relację napisze profesjonalista - student roku, i mój mąż osobisty :)

Wakacje

Za godzinkę będziemy sie rozpakowywać w wynajętej chatce nad oceanem. W nocy, grubo po północy dotrze, daj Boże! Krzysiek z szóstką wytęsknionych Człeniów z Polski ! :) Zapowiada się wyluzowany, rodzinny tydzień. Po tym całym remoncie, zakończonym wczoraj, i dzisiejszym ukropie sprzątania-pakowania-zakupowania-i-szkoła-w-międzyczasie, to ja jestem definitywnie wykończona. Dom zostawiamy ogarnięty i daleko mu do połysku tym bardziej wysokiego, to co nie na swoim miejscu czy jeszcze w kartonie przecież nie poucieka! Trudno mi ukryć ekscytację wyjazdem na tydzień, bo to niecodzienne, ba! niecoroczne wydarzenie. Klamotów niesamowicie dużo, choć przecież można zawsze po zapomnianą rzecz podjechać do domu, wszak wakacjujemy osiemnaście kilometrów od domu. Samochodem 20 minut, piechotą trzy i pół godzinki. Papaaaaaaaaaaaaaa!

Już wrzesień...

Miałam porządnie posprzątać przed przyjazdem gości, ale tak NAPRAWDĘ porządnie, a w czwartek okazało się, że zadecydował nasz landlord o wymianie koloru ścian, wykładzin, chatki ogrodowej, logówki i jeszcze paru drobiazgów. W sobotę rano zabraliśmy się więc z mężyną i Dobrymi Ludźmi do pomalowania. Stan na chwilę obecną to brakuje nam do 100% założeń - pomalowania pokoju Zuziny. Przeżyliśmy malowanie, wymienianie. Dopisywały nam siły, i Dobrzy Ludzie i podarunek istotny przy tym rwetesie jakim jest pogoda. Jest cudne lato, można by rzec, że w końcu nadeszło. Lipiec był najzimniejszy od ... trzydziestu ponad lat, a zsumowane temperatury wakacyjne najniższe od lat dwydziestu sześciu. Także, jeszcze dnia półtora doczyszczając domowe pielesze, dopierając firany i kapy i....... wizuuuuu wakacje zaczynamy i Janiczki przylatują i synek! I wyrażam niezwykłe zaskoczenie dla dedykacji mojego męża. Rozumiem to jako pochwałę mojego kursu, i obrania dobrego celu. Pomimo śmieszności, pomimo ostr