Przejdź do głównej zawartości

podsumujmy

Coś na kształt jakiegoś podsumowania całego tygodnia może bym zrobił...
Ale zacznijmy od końca, czyli od dziś. Pogoda nie dopisuje zbytnio, na spacery, bieganie w parku czy wypad nad morze jest zdecydowanie za zimno i zbyt niebezpiecznie chmury grożą deszczem. Zatem trzeba sobie jakoś radzić domowymi sposobami. Z kilku opcji (każda ciekawsza od innych) dzieci wybrały kolorowanie. Zamówiły sobie ulubione postacie, a internet pomógł i tym sposobem Franek koloruje Spidermany, Batmany i Transformersy, a Zuzka Hello Kitty, Tweety i Kubusie Puchatki.
O właśnie tak:

Wczoraj lepiej było z pogodą, i nawet udało nam się zaliczyć plac zabaw. Chociaż pod koniec lekka mżawka tylko przyspieszyła nasze kroki do samochodu.
Dzieci wyrwane z murów wyglądały na szczęśliwe:



Ale tak naprawdę najważniejsze wydarzenia miały miejsce niemal tydzień temu.
Historia zaczyna się jakoś tak w połowie drogi między Clonmacnois a Kilkenny. Wracaliśmy ze zlotu młodzieży katolickiej (tak wiem, wiem... młodzieży.... hmmm.... jak to brzmi), dzieci spały na tylnych siedzeniach, myśmy rozprawiali o tym i owym i tak jakoś nasunęło się na, żeby w Kilkenny na kolację się zatrzymać. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Tym bardziej, że dzieci się obudziły, oboje głodne jak wilki i złe jak osy. Na obiekt pacyfikacji złych nastrojów dziecięcych wybraliśmy knajpę o wdzięcznej nazwie "Nostalgia" i pod kilka względami był to strzał w przysłowiową dziesiątkę.
Nie dość, że jedzenie smaczne i pożywne było, atmosfera miła i dzieci grzeczne, to jeszcze Iwka, przy okazji kolejnego rzucania nałogu nikotynowego, przed samą knajpą spotkała dwóch panów. Panów znanych i lubianych w pewnych kręgach, a szczególnie lubianych przez Franka co można zobaczyć tutaj:

Tak, tak! Iwka spotkała Fanzini Brothers. Tych dwóch kolesi co przeszkadzają Frankowi w występie na scenie. Spotkała i dowiedziała się, że bracia występują następnego dnia w Kilkenny właśnie. A z chwilą gdy podzieliła się z nami tą nowiną nie było ratunku - dzień później musieliśmy się pojawić na występie Fanzini Brothers. Franek obiecał, że będzie grzeczny i nawet chwilami obietnicę spełniał :)

I tak mimo niezbyt obiecującej pogody (tak, tak... aura nie rozpieszcza nas ostatnio) ruszyliśmy w niedzielę ku Kilkenny. Najpierw zrobiliśmy zaopatrzenie na bazarku pod miastem, potem zrobiliśmy zaopatrzenie w parasolki już w mieście. I kiedy deszcz nie dawał za wygraną, mimo przebłysków błękitu na niebie, Fanzini Brothers zaczęli swój występ. Krótko mówiąc - było wesoło :)

A mały epizod (a nawet dwa) zagrała moja własna żona, co można zobaczyć tutaj (i w kolejnych częściach):

Po przedstawieniu Franek się jeszcze poprzyjaźnił z panami artystami, porobił zdjęcia i głupie miny. A potem pojechaliśmy na mszę po łacinie, na co spuśćmy zasłonę milczenia, głównie za sprawą zachowania dzieci naszych, szczególnie młodszego.
Dały czadu. I nic więcej nie napiszę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Media społecznościowe, czyli dziel i zgarniaj kasę

Fot. Prograffing Komisja ds. Mediów w irlandzkim Parlamencie zgodziła się na zaproszenie Frances Haugen, by opowiedziała posłom o nieetycznych, czy wręcz nielegalnych praktykach Facebooka i podległych mu firm. Wysłuchanie zaplanowane jest na przyszły rok i może znacząco wpłynąć na kształt proponowanej przez rząd ustawy o mediach i bezpieczeństwie w internecie. Kim jest Frances Haugen i dlaczego jest tak ważna, że irlandzcy posłowie zdecydowali się posłuchać co ma do powiedzenia? Ta niespełna 40-letnia kobieta wyniosła z firmy Marka Zuckerberga tysiące dokumentów, a następnie przekazała je prasie. Dowiedzieliśmy się z nich przede wszystkim tego, że Facebook niemal zawsze na pierwszym miejscu stawia zysk oraz dalszą ekspansję, często kosztem dobra swoich użytkowników oraz społeczeństwa. Zeznań Haugen wysłuchali wcześniej amerykańscy senatorowie, brytyjscy parlamentarzyści oraz europosłowie w Brukseli. Przed irlandzkim Parlamentem prawdopodobnie powtórzy swoje oskarżenia wobec Facebooka,

Stukanie

Otóż taka jest sytuacja, że na początku grudnia stuka nam kilka rocznic istotnych. Jakoś tak się złożyło, że najpierw 3 dnia miesiąca bieżącego stukneło pannie Dorocie 3 lata życia wesołego. Dzień później nam najstarszej połowie rodziny stukneło 11 lat od zamieszkania pod dachem, pod którym nadal mieszkamy (młodsza połowa Futraków mieszka oczywiście krócej, bo i życie ich krótsze jest nieco, na przykład panny Doroty - zaledwie trzyletnie - ale o tym już chyba było). 5 grudnia mieliśmy przerwę w świętowaniu, mogliśmy wyleczyć kaca i chwilę odpocząć od szampańskiej zabawy, ale tylko po to, żeby już grudnia 6 świętować stuknięcie kolejne - tym razem wydarzenia, od którego wszystko się zaczęło. To właśnie 6 grudnia, mając dość trochę obrabiania zdjęć dzieci z przedszkola na Kabatach, napisałem list (jak się okazało za długi, chociaż wyszło na to, że w sam raz) do niejakiej Iwki, której wtedy nawet wirtualnie nie znałem. A potem już poszło, kawa, kino, jedna impreza, druga impreza, ślub