Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2011

kończymy etap

Jeszcze nawiązując do poprzedniego posta... Jest nasz synek z nami! Przyjechał cały, zdrowy, wyrośnięty i wytęskniony. Radości i opowieści nie było końca, tyle opowieści ma jeszcze w zanadrzu, i my tyle mamy mu do opowiadania. Dobrze być w komplecie. A nawiązując do tytułu... Jutro w życiu Zuzki kończy się etap przedszkolny. Ech... wiem jak to brzmi :) Piątek będzie ostatnim dniem kiedy pójdzie do przedszkola i jednocześnie pierwszym dniem miesięcznych wakacji. Za 30 dni nasza mała córeczka, razem ze swoim wielkim bratem ruszy dzielnie do szkoły i zacznie naukę. A to wszystko oznacza, że rodzice tych dzieciaków fantastycznych są coraz starsi, ewentualnie, że czas pomyśleć o sposobie na odmłodzenie, czyli jakimś kolejnym maluchu. Na razie Zuzka cała przejęta jest tą "SZKOŁĄ", chociaż chyba jeszcze do końca nie rozumie, że to oznacza pożegnanie z koleżankami z przedszkola, koniec beztroskich zabaw przez cały dzień. Szybko się przyzwyczai, tym bardziej, że zerówka, do które

100 pytań do... Franka!

Zuzka od jakiegoś czasu jest na etapie pytania o wszystko. Dzień zaczyna setką pytań i tak samo go kończy. Kiedyś nawet miałem chęć policzyć ile to pytań dziennie zadaje, ale zrezygnowałem zaraz po śniadaniu. Większość oczywiście zaczyna się od "dlaczego?" i oczywiście potem następuje pełna gama rozwinięć. I nie zniechęca jej żadna strategia, nawet "naukowe" odpowiedzi nie są w stanie wybić jej z rytmu. Jestem pewien, że mnie rozumie tego co mówię, kiedy pyta: "Dlaczego pada deszcz?" a ja odpowiadam: "Ponieważ w chmurach następuje kondensacja wody i krople cięższe od powietrza spadają na ziemię.". Ale mimo to kwituje taką odpowiedź swoim nieśmiertelnym "Aha" i przechodzi do następnego pytania, dla przykładu "A dlaczego spadają?" Dziś zasypiając, mam wrażenie, że już w lekkim półśnie, zadała mi jeszcze z 10 pytań na tematy różne. I oczywiście nie mogłem przemilczeć odpowiedzi, bo póki jej nie uzyska będzie pytanie powtarzała.

na plaży słońce praży...

Mimo nogi nadal sprawnej tylko w części nie mogliśmy nie wykorzystać irlandzkich upałów (irlandzki upał zaczyna się od 20 stopni Celsjusza) i nie ruszyć na tak zwane łono natury. tradycyjnie w taką pogodę łonem natury najbardziej nam odpowiadającym była plaża w Woodstown, bo to i piasek przyjemny, bo woda płytka więc bezpieczna, bo blisko można podjechać i takie tam. Iwka została odebrana z pracy, obiad został zjedzony, mały odpoczynek zrobiony i jazda ku przygodzie! W zasadzie plaż za bardzo nie lubię, bo to i robić za bardzo co nie ma a fanem smażenia się na słońcu nigdy nie byłem. Ale chyba na starość coś się rozleniwiam, bo do Woodstown jeżdżę z przyjemnością. I tak było teraz. Bo jakże tu przyjemności nie odczuwać kiedy poleżeć można, książkę poczytać, słońce wcale tak mocno nie pali, a do tego Zuzka radochy ma po pachy. Zresztą zobaczcie: radocha po pachy, czyli dziecko brudne to dziecko szcześliwe po ciężkiej zabawie należy się odpoczynek nosiła wodę, nosiła, a morza się ni

okulany

No i trochę mnie przykuło do komputera, a w zasadzie w pozycji siedzącej. Od środy wieczór kuleję, od wczoraj kuleję z kulami. A zaczęło się tak: grałem w siatkówkę, skoczyłem, spadłem na obie nogi, tylko jedna coś zabolała, pomyślałem, że to skurcz i że zaraz przejdzie, pograłem jeszcze trochę mimo bólu i pojechałem do domu. Następnego ranka łydka bolała jeszcze bardziej i wyglądała jak balon, więc zahaczyłem lekarza, odebrałem skierowanie do szpitala, tam mnie zbadali, dali opaskę uciskową od stopy do kolana, wręczyli dwie kule i powiedzieli, żeby nogę oszczędzać. No i oszczędzam właśnie, bo jak siedzę to nie boli, jak stoję 10 minut też nie boli, gorzej z chodzeniem, chociaż i tak jest lepiej niż wczoraj. I każdego dnia będzie coraz lepiej, nie? :) Pierwszy raz w życiu chodzę o kulach, a w zasadzie o jednej. Nie powiem, żeby to było przyjemne i łatwe. Szczególnie jak trzeba szybko przejść przez ulicę, albo po schodku wejść. Ech... a powiadają, że sport to zdrowie :)

lenistwo i brak czasu

Dawno nas tu nie było, oj dawno. A jako że powody już wyłuszczyłem w tytule, przejdę od razu do rzeczy. A żeby było łatwiej, szybciej i przyjemniej zrobię to obrazkowo. A jak ktoś mi zarzuci że idę na łatwiznę, cóż... pochylę głowę, pokajam się, przyznam mu rację i złożę samokrytykę. Ale najpierw... Tuż po powrocie z Polski wpadliśmy w wir lokalnych wydarzeń, a wydarzenia miały postać przedstawienia dla dzieci. Występowały dzieci młodsze, z pomocą dzieci starszych. Wśród tych pierwszych znalazła się i Zuzka w roli purpurowej. Niecały tydzień później te same dzieci pokazały to samo przedstawienie przed wielką publicznością, w samym centrum Waterford, na scenie na głównym placu miasta. Przeżycie było chyba większe dla rodziców niż dla dzieci, które bardzo profesjonalnie podeszły do zadania i naprawdę dały radę. I nawet mały skandalik nie zakłócił mojej radości z tego, że Zuzka razem z innymi dzieciakami pokazała się na dużej scenie. (dla wyjątkowo ciekawskich po szczegóły skanda