Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2011

Lewy czerwcowy :P

Eh. To było gorące 10 minut... Nie wiem czy ktoś ma tak jak ja, że od czasu do czasu sprawdza sobie ceny lotów. Najcześciej w okolicach Ważnych Uroczystości Rodzinnych. A to urodziny Rodziców, a to jakaś rocznica, tym bardziej Większa Uroczystość Rodzinna Wczesniej Zapowiedziana np wesele. W kazdym razie ja sprawdzam i to w obie strony. W poniedziałek siadłam na chwilkę. Wogóle zjawiłam sie na chwilkę na parterze - bo z córką naszą leżałam w łóżeczku. Kilka rzutów okiem na pocztę, na ulubione blogi, dwa fora... No i loty. Były bez "podatków i opłat" w terminie wesela kuzynki (i urodzin Mojego Taty), która dzień wcześniej zostawiła zaproszenie u moich Rodziców. "Krzyyyyysiek! bez podatków są bilety"... Ten odwrócił się od zlewozmywaka, i pewnie gdyby miał ręce wolne, popukałby się w czoło. "Krzyyyyysiek! co Ty na to" .... Odpowiedzią były konkrety, fakt i argumenty nie do zbicia. Nie miałam żadnego "ale"... Po drugiej stronie gie-gie siedziała Mo

dodatek filmowy

W ramach porządków i wspominek mała próbka możliwości Franka, czyli występ przed dziadkami Wiśniewskimi w hostelu w Galway:

nie-dzielnie

Siedzimy w domu. Zapowiadało się, że będzie dziś pięknie, że słoneczko dopiecze i posmażymy się lekko gdzieś na plaży. Wyszło inaczej. Nie dość, że pogoda zmieniła plany, to jeszcze Zuzka z Iwką lekko zaniemogły i leżakują się dziś w łóżku. Aż z tych wszystkich zmian włączyłem komputer w niedzielę, czego od dawna nie robiliśmy. Bańki poszły w ruch, dziewczyny mają na plecach piękne kółeczka, herbata z sokiem malinowym jest pita, smarowanie Amolem też było i mam nadzieję, że jutro wszystko wróci do normy, łącznie z pogodą. A jak widać jest ona nieco zdradliwa ostatnio, bo to niby ciepło i przyjemnie, a jednak okazuje się, że przeziębić się łatwo. i z tej łatwości dziewczyny skorzystały, czego skutek mamy taki, jaki mamy. A korzystając z okazji komputerowego włączenia niedzielnego, pokażę wam lepsze zdjęcia z Dublina, ubiegłej soboty. fot. Wojciech Białek fot. Mirosław Chciuk fot. Mirosław Chciuk Co do samej imprezy... niby miałem coś napisać, ale chyba mam dość tej sprawy.
Dzisiaj pojechałem samochodem do szkoły. Miałem Matematykę,Historię. I miałem przerwę. Moja piłka utkneła na dachu w Polskiej szkole. Życzę miłego dnia i wieczoru.

szybko na galowo

W sobotę ubraliśmy się na galowo i podążyliśmy do Dublina na Galę Wybitny Polak w Irlandii plus Miss Polonia w Irlandii. W skrócie wyglądaliśmy tak:  Futrakowa para starsza Futrakowa para młodsza Zuzka załapała się na kwiaty dla Miss Franek załapał się na gratulacje dla Miss i buziaka Przepraszam za jakość obrazków, ale do dyspozycji mieliśmy tylko telefony. Może nowo poznani znajomi podeślą jakieś zdjęcia, to wtedy coś pokażemy lepszego. O szczegółach Gali, subiektywnych wrażeniach oraz o tym dlaczego tam się niestety znaleźliśmy - już wkrótce. Spodziewajcie się mrożących krew w żyłach opowieści :)

Mała zajawka z dziś :)

Zanim wszystkie zdjęcia znajdą się w naszej picassie - tak na GORĄCO - Polska Grupa w Paradzie Św. Patryka w Waterford - temat "Trzy statki i Waterford" Święty Patryku wstawiaj się za nami!

paradnie

Będzie krótko. Już za kilka godzin rusza Parada Św. Patryka w Waterford, a w niej Polska Grupa, a w niej Futraki. W tym roku będzie naprawdę imponująco dzięki pomysłom i umiejętnościom naszych znajomych. Relacja wkrótce. Jak ochłoniemy, odpoczniemy i jak damy radę temu weekendowi. Potem już nas nic nie ruszy :) Slainte!

do szkoły

Dziś oficjalnie dostaliśmy do rąk własnych list ze szkoły potwierdzający, że jest w niej miejsce dla Zuzanny Wiśniewskiej. W poniedziałek składamy resztę dokumentów i we wrześniu nasza pociecha najmniejsza zaczyna edukację w Junior Infants czyli takiej pierwszej zerówce. Tym samym skończyła się kilkutygodniowa nerwówka, podczas której ważyło się owo miejsce, a Zuzka pojawiała się coraz wyżej na liście oczekujących. Szczerze mówiąc nie wyobrażaliśmy sobie, żeby miała chodzić do innej szkoły niż Franek, żebyśmy mieli wozić ich rano w inne miejsca, żeby wyobrażenia Zuzki o chodzeniu do szkoły z bratem runęły nagle z powodu braku miejsca. Byliśmy dobrej myśli i te dobre myśli stały się faktem. Miejsce jest i będzie czekało na najmłodszą Wiśniewską od początku września. Dziś Zuzka obejrzała swoją klasę, pobawiła się zabawkami, przysiadła na krzesełku, "ugotowała" pizzę na zabawkowej kuchence, pogadała z panią... czyli zaczęła oswajanie się ze zmianą miejsca zabawy i nauki. Tak n
To dla naszych Czytelników na niedzielę :) Wiem, dawno nic nie pisałam. Mąż ma żal i spogląda czasem prosząco, czasem groźnie... Poprawię się! Poopowiadam co tam u nas z mojej kobiecej perspektywy. Dziś tylko wspomnę, że mąż mój dokonał dziś czynu bohaterskiego* Właśnie obecnością swoją tort ponownie zachwycił zaglądającego do lodówki męża. A Wam podoba się? Tu wiosna pełną gębą! Kto nas chce odwiedzić? * dowiem się czy można o tym tak tutaj, i dam znać szczegółowiej! Aaaaa mam nową stronę : moje torty

ska-n-sen :)

Szczerze mówiąc skanseny zawsze mi się kojarzyły z nudnymi wycieczkami szkolnymi, jakimiś opowieściami o czasach zamierzchłych, z badziewiem i taką przaśnością, której nie lubię. Słowa "kojarzyły się" są kluczowe, bo w zasadzie od pierwszej wizyty właśnie w Bunratty zdanie zmieniłem. Być może dorosłem, być może zmieniło mi się postrzeganie świata, być może po prostu trafiłem na coś czego wcześniej nie dostrzegałem. Naprawdę mi się spodobało. Muzeum gdzie wszystkiego można dotknąć, czasami dosłownie posmakować, i przez chwilę poczuć się jak w innym świecie. Bunratty ma to do siebie, że wędrując od chaty do chaty, przechodzimy niemal całą Irlandię, widzimy jak zmieniały się style, że inaczej mieszkali rybacy w Kerry a inaczej kowal w Offaly, niby rzeczy oczywiste, ale póki na własne oczy się tego nie zobaczy, tak naprawdę do końca się tego nie pojmuje. Ten skansen to w zasadzie mała wioska u podnóża zamku i pobliskie miasteczko z górującą nad nim posiadłością bogatego ziemiani

ku Moherom

Sprawnie i szybko zebraliśmy się z Galway w piątkowy poranek i ruszyliśmy ku przygodzie, czyli ku sławnym Cliffs of Moher . Droga malowniczo wiła się między górami a morzem, czasami zahaczając o jakieś urwisko czy przybrzeżne skały. Cała banda, może oprócz kierowców, zachwycała się widokami i tylko czekała co też pojawi się za kolejnym zakrętem, albo za kolejną górką. I zachwycać się nie przeszkadzał nawet wiatr chwilami dosłownie zapierający dech w piersiach i zapowiadający niezapomniane wrażenia na samym szczycie klifów. Same Klify Moher wyglądają mniej więcej tak. Wiatr spełnił pokładane w nim oczekiwania i dmuchał aż miło. Dogadał się przy tym z deszczem, który zacinał raz z lewej, raz z prawej, raz z góry, a w porywach i z dołu. Miła pani na parkingu ostrzegła nas, żebyśmy się pospieszyli z oglądaniem klifów, bo niedługo zapowiadają jeszcze gorszy wiatr i jeszcze mocniejszy deszcz. Czyli miało być typowo dla tej pory roku. "Zwiedzenie" klifów zajęło nam z 15 minut. Wi