Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2011

W Galway też byliśmy

Do Galway dojechaliśmy zgodnie z planem, oczywiście planem ogólnym zrobionym w zarysie "na kolanie". Również zgodnie z tym samym planem zjedliśmy późny obiad, poprzedzony kilkoma partiami "Pędzących żółwi", czyli gry która dobra jest na każdą okazję i dla każdego zapewniając rozrywkę i emocje, a przy tym będąc na tyle krótką, by zagrać można było właśnie czekając na pyszne gołąbki. Zjedliśmy co było do zjedzenia, wypiliśmy co było do wypicia, a że nie było sensu siedzieć w hostelu (tym bardziej, że pokój mieliśmy typowo sypialniowy, bez miejsca do posiedzenia nawet), wybyliśmy na miasto. I trzeba przyznać, Galway wieczorową porą jest urocze. Chociaż młodsze od Waterford, wydaje się mieć więcej duszy, więcej zabytków, lepiej wyeksponowanych i ciekawszych. A może to kwestia obycia się z tym co oferuje Waterford? Faktem niezaprzeczalnym jest to, że w czwartkowy wieczór Galway żyje. Pełne kawiarnie, knajpy, puby, restauracje, sporo ludzi na ulicach i ogólnie atmos

w krainie whiskey

A po urodzinach Zuzki, z pełnoprawną czterolatką na pokładzie wyruszyliśmy po przygodę :) A konkretnie w kierunku Tullamore. Najpierw szeroką autostradą, a potem coraz bardziej krętymi i zamglonymi drogami dotarliśmy w końcu do uroczego miasteczka słynnego głównie z whiskey i festiwalu muzyki irlandzkiej . Mgły się rozwiały i cel naszej podróży był doskonale widoczny. A celem było muzeum Tullamore Dew . Tak wyglądała nasza ekipa po wyjściu i po degustacji. Jak widać humory dopisują :) Muzeum samo w sobie jest niewielkie i w zasadzie na zwiedzanie wystarczy godzina, ale fantastyczne jest to, że dosłownie wszystkiego można dotknąć, popróbować i zobaczyć jak działa. Szczególnie dzieci miały z tym frajdę. Zuzka przesypywała i mełła ziarno. Potem dzieci zawarły bliższą znajomość z panem z rozlewni. Na nasze szczęście pan już nic nie rozlewał. Franek doświadczył jak to bywało być niegrzecznym w szkole. Czasami mam wrażenie, że błędem była rezygnacja z ławek z dybami na nogi. Niek

Mama! Tata! Mam 4 lata!

Mam takie nieodparte wrażenie, że nie tak dawno pisałem notkę o Zuzkowych trzecich urodzinach, o tę właśnie, i że niedawno robiłem galerię jej zdjęć z okazji trzecich urodzin, o tutaj . Okazuje się, że było to rok temu, a czas nieubłaganie dobiegł do kolejnego lutego i Zuzka skończyła 4 lata. W tym roku gości miała znamienitych, prosto z Polski - dziadków i ciocię z wujkiem. W porównaniu z Zuzką sprzed roku zmiana zaszła kolosalna. Teraz dziewczę gada jak najęte, komentuje, mądrości swoje nam prezentuje, film potrafi opowiedzieć, własne zdanie wyrazić dobitnie i nie znosząc sprzeciwu. Jednym słowem - panienka z niej. Zdaje się, że Franek coraz częściej dostrzega zalety posiadania gadającej, rozumiejącej i logicznie myślącej siostry. A to ją wyśle, żeby poprosiła o włączenie filmu, wiedząc, że ma większe szanse przebłagać rodziców, a to wciągnie ją do do zabawy. a to pogra w grę jakąś. Zaczyna kumać, że zaraz będzie miał w Zuzce nie wroga i przeszkadzajkę, ale kumpla, nieco młodszego

w dziurze

Tak, tak, wiem... Dawno nie pisaliśmy nic, ale swoje powody mieliśmy. Bo generalnie ciągle coś, a to jedno a to drugie, a to trzecie. No i oczywiście mieliśmy ważnych gości. Najpierw na rekonensans zleciała moja własna osobista siostra z mężem, a potem na teren już rozpoznany przybyli rodzice i dziadkowie w jednej osobie. Ale po kolei... Jako że zaległości są spore, będzie w telegraficzno-obrazkowym skrócie. W niedzielę z państwem Batura wybraliśmy się do dziury w ziemi, czyli Dunmore Cave . Wejście robi niezłe wrażenie, a potem jest już tylko lepiej. Do środka prowadzi ponad 700 schodów, po których najpierw musieliśmy zejść, a potem - napełnieni wrażeniami i nieco zmoczeni kapiącą zewsząd wodą - wejść. I tutaj wielkie gratulacje dla najmłodszej speleolożki (jest takie słowo?), Zuzanny, która dzielnie maszerowała w górę i w dół, i w drodze powrotnej zrobiła tylko 3 postoje, co na jej małe nogi jest niezłym osiągiem. W środku stalaktyty, stalagmity, zakamarki i takie widoki, że czasa

jesteśmy gotowi

Dawno nas tu nie było więc nie wiem od czego zacząć. Nawet któregoś dnia na brudno coś napisałem, ale z braku internetu nie wrzuciłem i teraz się zdezaktualizowało. Więc zacznę od końca, czyli od przyszłości. Takiej najbliższej... no może nie najbliższej, ale dość bliskiej. Za 10 godzin z hakiem PRZYLATUJE SIOSTRA Z MĘŻEM!!! Moja mała siostrzyczka, która już mała od dawna nie jest, i jej szanowny małżonek odwiedzą nas już dziś i zostaną na 8 dni w ramach rozpoznania przed wielką wizytą rodziców. A to wszystko z okazji urodzin najmłodszego Futraka, czyli mówiąc krótko - Zuzki. Rok temu wyglądało to tak: Teraz będą jeszcze goście z Polski, goście z przedszkola i ogólnie spodziewamy się totalnego chaosu i roznoszenia domu na strzępy. Jak przeżyjemy i uda się jakieś zdjęcie zrobić, na pewno pokażemy je tutaj z dumą mimo obrażeń :) A co poza tym? Zupełnie jakoś tak niechcący i przypadkiem wzięliśmy udział w kampanii wyborczej jednego z miejscowych kandydatów do Parlamentu. Declan W

aktorzy rosną

Zaraz wyjdzie na to że nasze weekendy to ciąg nieprzerwanych balów, zabaw i innych wesołych imprez. Po balu karnawałowym przyszła pora na Jasełka. Reżyserowała jak zwykle Dońka, występowały jak zwykle niesamowite dzieciaki, w tym dwoje Futraków małych: fantastyczny Franek w roli Józefa i debiutująca na deskach scenicznych Zuzanna jako Aniołek. Wyglądało to mniej więcej tak: Rodzice dumni ze swoich pociech, tym bardziej, że publiczność dopisała i gromko oklaskiwała młodych aktorów. Jak policzyła Iwka, było ok. 130-140 osób, czyli jak na przedstawienie niszowe i można powiedzieć alternatywne, bardzo dużo. Naprawdę miłe zaskoczenie i dla dzieci i dla rodziców i dla szanownej pani reżyser obdarowanej przez dzieciaki naręczem róż. Dzieci też dostały prezenty - książeczki, kredki, zabawki - dla każdego coś miłego. I tego co słyszałem większość chce dalej chodzić na zajęcia teatralne, które już niedługo startują po patronatem WaterPOL'a. Tak więc dla tych, którzy jeszcze autogra