Zuzka od kilku dni ma pod opieką dwie małe dziewczynki, czasami dziewczynkę i chłopczyka. Nazywają się różnie, w zależności od humoru. Czasami to Majka i Oliwia, czasem Jeremi i Leila, innym razem w wózku siedzi Majka i Jula. Dozwolone są też różne inne kombinacje. Lalki, bo to o nie oczywiście chodzi, czasami zasypiają i wtedy musimy być cicho. Na szczęście długo nie śpią, bo przecież muszą też zjeść, pochodzić trochę, obejrzeć czasami z Zuzką jakąś bajkę. Słowem córka nasza wsiąkła kompletnie w zabawy z lalkami, a jeszcze od kilku dni ma nowy wózek od Dagmary, który już kompletnie ją zaczarował. Chodzi z nim wszędzie, poprawia kołderki, układa lalki do snu i takie tam rzeczy, które zwykle się robi z małymi dziećmi, lub lalkami właśnie. A najlepsze w tym wszystkim, że lalki niezmiennie są jej "siostrami". Nawet jeśli akurat mają na imię Jeremi. Cóż... kto wie, czy Zuzka czegoś nie wywróży. W razie czego opiekunkę w domu mamy sprawdzoną :)
Tymczasem Franek coraz bardziej dorośleje. Czasami takie tematy poruszy, że aż człowiek się wzruszy, że taki rozgarnięty. Chociaż zaraz potem ten sam człowiek się wkurzy, że synek jakieś głupio-dziecięce psoty odwali. Trochę tak jakby stał okrakiem między takim dorastaniem pełną gębą a takim małym chłopaczkiem, który jeszcze pobawiłby się zabawkami młodszej siostry. Coraz częściej na tapecie pojawiają się filmy z aktorami, a nie kreskówki, coraz częściej jakieś poważnie przygodowe z fabułą, a nie infantylne bajeczki dla dzieci.
Przed weekendem przyszły do nas zamówione odbitki. W sumie prawie 700 zdjęć z prawie trzech ostatnich lat. Sporo? Niby tak, ale tyle się przez ten czas działo, że aż chciało się co najmniej dwa razy więcej zdjęć wywołać. Układając te wszystkie zdjęcia w albumie (w sumie nie wszystkie, bo cześć się nie zmieściła) co chwila doznawałem wrażenia podróży w czasie. Do chwil, które bez tych zdjęć umknęłyby w natłoku codziennych zajęć.
Na przykład taki marcowy wypad na plac zabaw, kiedy słońce przygrzało jak w lecie.
Albo zimowy spacer po plaży w Woodstown.
Niby nic się nie wydarzyło, ale to jedne z tych chwil wartych zapamiętania. Takich właśnie tylko naszych, z których się składa futrakowe życie. Bo mam wrażenie, że to co na zewnątrz, co przeżywane z innymi to już nie do końca nasze, przynajmniej nie w całości.
Za kilka dni na parę godzin znów staniemy się "nie nasi". Współorganizujemy wystawę o PRL, przyjmujemy historyków z IPN, zapraszamy oficjeli, szykujemy wszystko, żeby grało i śpiewało. I mamy nadzieję, że ktoś oprócz nas będzie się dobrze bawił. Przynajmniej tak dobrze jak nasze i inne dzieci na niedawnym Balu Wszystkich Świętych (zdjęcia tutaj).
Tymczasem Franek coraz bardziej dorośleje. Czasami takie tematy poruszy, że aż człowiek się wzruszy, że taki rozgarnięty. Chociaż zaraz potem ten sam człowiek się wkurzy, że synek jakieś głupio-dziecięce psoty odwali. Trochę tak jakby stał okrakiem między takim dorastaniem pełną gębą a takim małym chłopaczkiem, który jeszcze pobawiłby się zabawkami młodszej siostry. Coraz częściej na tapecie pojawiają się filmy z aktorami, a nie kreskówki, coraz częściej jakieś poważnie przygodowe z fabułą, a nie infantylne bajeczki dla dzieci.
Przed weekendem przyszły do nas zamówione odbitki. W sumie prawie 700 zdjęć z prawie trzech ostatnich lat. Sporo? Niby tak, ale tyle się przez ten czas działo, że aż chciało się co najmniej dwa razy więcej zdjęć wywołać. Układając te wszystkie zdjęcia w albumie (w sumie nie wszystkie, bo cześć się nie zmieściła) co chwila doznawałem wrażenia podróży w czasie. Do chwil, które bez tych zdjęć umknęłyby w natłoku codziennych zajęć.
Na przykład taki marcowy wypad na plac zabaw, kiedy słońce przygrzało jak w lecie.
Albo zimowy spacer po plaży w Woodstown.
Niby nic się nie wydarzyło, ale to jedne z tych chwil wartych zapamiętania. Takich właśnie tylko naszych, z których się składa futrakowe życie. Bo mam wrażenie, że to co na zewnątrz, co przeżywane z innymi to już nie do końca nasze, przynajmniej nie w całości.
Za kilka dni na parę godzin znów staniemy się "nie nasi". Współorganizujemy wystawę o PRL, przyjmujemy historyków z IPN, zapraszamy oficjeli, szykujemy wszystko, żeby grało i śpiewało. I mamy nadzieję, że ktoś oprócz nas będzie się dobrze bawił. Przynajmniej tak dobrze jak nasze i inne dzieci na niedawnym Balu Wszystkich Świętych (zdjęcia tutaj).
Komentarze
Prześlij komentarz